Ligowiec. Atak rekina młota

Nie wiem, ile dla trenera Waldemara Fornalika jest warty bramkarz Frantiszek Plach, lecz w tej chwili trudno sobie wyobrazić Piasta Gliwice bez Słowaka w składzie.


Wystąpił we wszystkich spotkaniach ligowych w tym sezonie, w ośmiu z nich zachowując czyste konto. W niedzielnym meczu z Lechem Poznań popisał się kilkoma rewelacyjnymi interwencjami, a jedna z nich – po soczystym strzale Daniego Ramireza – miała znamiona sztuki cyrkowej. Po uderzeniu Hiszpana bramkarz Piasta dosłownie przykleił futbolówkę do słupka, a potem „wypchnął” ją na korner. Bez znakomicie dysponowanego Placha gliwiczanie nie mieliby prawa powiększyć swojego konta punktowego w starciu z „Kolejorzem”.

Mecz obrońców mistrzowskiego tytułu z beniaminkiem z Poznania był teatrem jednego aktora. Filip Mladenović, bo o nim mowa, był dla rywali miły niczym rekin młot. Serb maczał palce przy każdej bramce swojej drużyny, dwa trafienia poszły na jego konto, do tego dołożył asystę. Na razie strzelił sześć goli i ma tyle samo asyst. Tak świetnie dysponowanego piłkarza Legii na boisku mógłby chyba zatrzymać tylko… pistolet.

Sporo pochwał za mecz z Zagłębiem Lubin zebrali młodzi piłkarze Górnika Zabrze, zwłaszcza pomocnik Michał Rostkowski. „Rosti” na szczeblu centralnym pojawił się przed czterema laty jako zawodnik II-ligowego ROW-u Rybnik. Potem przeprowadził się na Roosevelta, by „bawić się” głównie w 3. lidze.

W niedzielnym meczu z „miedziowymi” po raz pierwszy w tym roku pojawił się w składzie zabrzan. Trener Marcin Brosz zapewnia, że drzemią w nim duże możliwości, ale Rostkowski może to udowodnić tylko wówczas, gdy będzie otrzymywał szansę gry w ekstraklasie.

A skoro o zespole z Lubina mowa – przed tygodniem chwaliłem napastnika Zagłębia, Patryka Szysza. Teraz nastąpił zwrot o 180 stopni, bo wychowanek Górnika Łęczna przyczynił się do porażki ekipy Martina Szeveli w Zabrzu. Zmarnował dwie-trzy dogodne okazje do zdobycia gola, jego próby wpisania się na listę zdobywców bramek przypominały próby napicia się wody z węża strażackiego.

Po porażce z Pogonią Szczecin rozeszły się niekontrolowane pogłoski o utracie posady przez trenera Bogdana Zająca. Były współpracownik Adama Nawałki w reprezentacji Polski sam dolał oliwy do ognia, mówiąc przed kamerami Canal+ „W końcu było kolorowo. I o to mi chodzi, żeby było kolorowo. Dzisiaj pokazaliśmy, że będziemy się jeszcze bić. Wszystko przed nami. Idziemy do przodu”.

Dla sympatyków „Jagi” zabrzmiało to jak kiepski żart, bowiem ich drużyna przegrała trzeci mecz ligowy z rzędu i w żadnym z nich nie strzeliła gola! Jagiellonia na zwycięstwo czeka od 30 stycznia (wygrana na wyjeździe z Lechią Gdańsk), czyli od sześciu kolejek. Bilans Zająca w Białymstoku chluby mu nie przynosi – prowadził drużynę w 22 meczach, ponosząc aż 11 porażek!

Trudno, by w takiej sytuacji szkoleniowiec śmiał się od ucha do ucha. Jeden rzut oka na jego twarz zapewne odstraszyłby każdego agenta ubezpieczeniowego, który chciałby mu sprzedać polisę na życie.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus