Ligowiec. Barwy ochronne, czyli kiedy Górnik wygra?

Bardzo lubię i szanuję trenera Marcina Brosza. Nie tylko za ostatni rozdział jego pracy w Górniku Zabrze, ale również wcześniejsze. Kawał dobrej roboty wykonał między innymi w Koronie Kielce, Piaście Gliwice, czy Podbeskidziu Bielsko-Biała. Ale to już było i nie wróci więcej – że przytoczę słowa jednej z piosenek Maryli Rodowicz.

Trzeba skupić się na teraźniejszości, bo ważne jest tylko tu i teraz. Nie będę licytował się, czy w niedzielnym meczu z mistrzem Polski zabrzanie zasłużyli na wygraną, czy też nie. Liczą się wyłącznie fakty, a te nie pozostawiają wątpliwości – Górnik nie pokonał przeciwnika. Na zwycięstwo zespół Marcina Brosza czeka od 25 sierpnia. Tego dnia rozprawił się z Koroną Kielce (3:0), a potem było (jest) pasmo remisów i porażek. Niech nikt nie da się zwieść tłumaczeniom, że to czysty przypadek. Nawet zespoły plasujące się w tabeli niżej od Górnika nie czekają tak długo na komplet punktów.

Najwyższa więc pora, by przestać szukać tanich usprawiedliwień dla indolencji strzeleckiej 14-krotnego mistrza Polski i wreszcie zamknąć rozpostarty nad nim parasol ochronny. Może parę gorzkich słów wstrząśnie ekipą z Roosevelta i spowoduje, że piłkarze Górnika wezmą się wreszcie w garść. W tym tempie na pewno nie doczołgają się do czołowej ósemki po sezonie zasadniczym. I na pewno nie zmienią tego pochwały (po jakie licho i czemu mają służyć?), za krótkie fragmenty dobrej gry. Wrażenie artystyczne ważne jest w innych dyscyplinach sportu, bardziej łagodnych.

Wydawało się, że ŁKS Łódź najgorsze ma już za sobą. Siedem zdobytych punktów w trzech poprzednich meczach to wynik więcej niż przyzwoity, którego beniaminek nie musiał się wstydzić. Przed potyczką w Białymstoku obrońca łodzian Adrian Klimczak zapewniał, że morale jego kolegów z drużyny poszły w górę. Oprócz samych piłkarzy sprawcami tej metamorfozy miały być: brak przedmeczowych konferencji prasowych, a także marynarka i golf trenera Kazimierza Moskala. W meczu z Jagiellonią te szczęśliwe „rekwizyty” nie pomogły i beniaminek wracał do domu z pustymi rękami. Jak również ze świadomością, że w najbliższym meczu ligowym ze Śląskiem Wrocław nie zagra kapitan drużyny, Maksymilian Rozwandowicz. Ale może to i lepiej?

Zobacz jeszcze: Felieton o bolesnej porażce Wisły Kraków