Ligowiec. Bolesne korepetycje

Kiedy jest rzut karny? Nie, to nieprawda, że kiedy dojdzie do przekroczenia przepisów, czyli faulu lub zagrania ręką w „16”.


Karny jest wtedy, kiedy podyktuje go sędzia! To samo dotyczy zakończenia meczu. On nie trwa 90 minut, tylko tak długo, aż zadecyduje o tym arbiter. O tych starych prawdach futbolu – zwłaszcza ostatniej – zapomnieli piłkarze kilku drużyn i na własnej skórze przekonali się, jak bolesne bywają korepetycje.

Górnik Zabrze wypuścił wygraną z rąk w 87 minucie, Zagłębie Lubin 60 sekund później, Wisła Płock w 4. minucie doliczonego czasu gry, zaś Śląsk Wrocław został pogrążony w siódmej (!) minucie doliczonego czasu gry.

Po zakończeniu spotkania trener wrocławian Vitezslav Laviczka miał prawo drżeć jak kangurzyca po napadzie kieszonkowca. Wydawało się bowiem, że jego zespół ma pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i nic złego przytrafić mu się nie może. Kwadrans w zupełności wystarczył, by rywale z nawiązką zniwelowali straty i zaksięgowali trzy punkty.


Czytaj jeszcze: Wygrani i przegrani 28. kolejki ekstraklasy


Powody do zadumy i refleksji mają szkoleniowcy obu krakowskich drużyn – Cracovii i Wisły. Porażka „Pasów” w Szczecinie była szóstą (!) z rzędu, a trener Michał Probierz ani myśli podawać się do dymisji. Jest w tej komfortowej sytuacji, że pełni równocześnie funkcję wiceprezesa klubu. Jak wybrnąć z takiego kłopotu, pokazał jakiś czas temu Paweł Sibik.

Kiedy zarząd Lechii Dzierżoniów powierzył mu obowiązki trenera drużyny, były reprezentant Polski zrezygnował z funkcji prezesa klubu. Wiem, wiem, nie ten poziom rozgrywkowy, nie ta skala problemów. Ale rozwiązanie jest uniwersalne, bo stołek trenera Sibika nie jest już uzależniony od prezesa Sibika.

Czy identyczne rozwiązanie byłoby plamą na honorze trenera Probierza? Według mnie nie, wprost przeciwnie, ale jeżeli na Kałuży nie potrafią tego zrozumieć, to mogę im tylko współczuć. Przy okazji zauważmy, że gdyby Cracovia wygrała tylko połowę przegranych meczów z rzędu, dzisiaj byłaby za plecami Legii, ze stratą sześciu „oczek”…

Nie ma się czym chwalić również trener „Białej gwiazdy” Artur Skowronek. Strata aż siedmiu bramek w dwóch spotkaniach to wstydliwy bilans. I nie zmienia tej opinii fakt, że Wisła zmierzyła się w dwoma najlepszymi w tej chwili drużynami w Polsce.

Miniona kolejka wykreowała kilku bohaterów i… jednego antybohatera. Do grona tych pierwszych zalicza się z pewnością napastnik gdańskiej Lechii Łukasz Zwoliński, który „ukradł” zwycięstwo Górnikowi. Jest nim również pomocnik zabrzan Erik Jirka, piłkarz Piasta Sebastian Milewski, czy napastnik Legii Tomasz Pekhart.

Dla mnie cichym bohaterem jest Kamil Drygas, który zapewnił Pogoni wygraną z Cracovią. „Drygi” z powodu poważnej kontuzji pauzował przez wiele miesięcy, ale pokazał, że jest pełnowartościowym zawodnikiem swojej drużyny.

W tym miejscu nie zamierzam pastwić się nad defensywnym pomocnikiem Korony, Jakubem Żubrowskim. Wykazał się on zatrważającym brakiem odpowiedzialności, dając sędziemu powody do pokazania czerwonej kartki, Ukrycie tych bezsensownych fauli przed arbitrem było równie niemożliwe, jak ukrycie Everestu przed Szerpami z Nepalu.

Na zdjęciu: Kamil Drygas zapewnił Pogoni wygraną z Cracovią.