Ligowiec. Cena strachu

Nie jestem zagorzałym fanem Lecha, ale skaczę z radości pod sufit, że drużyna z Poznania wywalczyła tytuł wicemistrza Polski.


To nagroda nie tylko za prezentowaną jakość na boisku, ale również za odważną politykę kadrową, promujących młodych i bardzo młodych piłkarzy własnego chowu. Jeżeli do tej pory ktoś miał wątpliwości, że akademia piłkarska Lecha jest najlepsza w kraju, to teraz chyba definitywnie zostały one rozwiane. Jeżeli ten wynik, a przede wszystkim rola, jaką odegrali zawodnicy młodego pokolenia w tym zespole nie przekonały niedowiarków, to mogę im tylko współczuć, bo to oznacza, że są tak ograniczeni, że nie potrafiliby dowodzić nawet czyszczeniem latryn.

A skoro jesteśmy przy młodzieży – na najlepszego młodzieżowca minionego sezonu namaszczono Michała Karbownika z warszawskiej Legii. Nie jestem uprzedzony do wychowanka Zorzy Kowala, lecz tę nominację uważam za chybioną. Owszem, Karbownik pokazał, że jest wartościowym piłkarzem, grającym bez kompleksów, lecz uważam, że wyżej należało ocenić Kamila Jóźwiaka, czy Jakuba Modera z Lecha, a przede wszystkim Przemysława Płachetę z wrocławskiego Śląska. Ten ostatni był bezdyskusyjnie najlepszym młodzieżowcem minionego sezonu w ekstraklasie i nikt mnie nie przekona, że było inaczej.

Tak samo mam wątpliwości, czy najlepszym bramkarzem sezonu 2019/2020 był Duszan Kuciak. Bramkarz Lechii był w cieniu swoich rodaków – Frantiszka Placha z Piasta, czy Martina Chudego z Górnika Zabrze, więc to któremuś z nich należy się palma pierwszeństwa na tej pozycji. Ba, korzystniejsze wrażenie zrobili na mnie również Chorwat Dante Stipica z Pogoni Szczecin i Radosław Majecki z Legii, ale to już tak na marginesie…

Na finiszu rozgrywek, gdy los Korony Kielce był już przesądzony, okazało się, że w tym klubie nie brakuje utalentowanych młodzieńców. Takich jak 18-letni Daniel Szelągowski, czy o dwa lata młodszy Iwo Kaczmarski. Niestety, nad tymi zawodnikami i ich kolegami z zespołu gromadzą się czarne chmury. I bynajmniej nie chodzi o względy stricte sportowe, lecz raczej organizacyjno-finansowe.

W poniedziałek odbyło się mianowicie zebranie akcjonariuszy Korony i od decyzji, jakie tam zapadły, zależy przyszłość klubu ze stolicy województwa świętokrzyskiego. Większościowym właścicielem jest rodzina Hundsdorferów i jeżeli dokapitalizuje ona spółkę, to jest szansa, że Korona wystartuje w Fortuna 1. Lidze w sezonie 2020/2021. Jeżeli jednak właściciele nie doszli do porozumienia i spółka nie zostanie dokapitalizowana, Koronie grozi upadek. Jak widać, żarty już się skończyły, tym bardziej, że problemy z dokapitalizowaniem spółki ciągną się od ubiegłego roku.

Akcjonariusze w tym okresie spotkali się kilka razy, lecz nie podjęto uchwały o zwiększeniu kapitału spółki. Władze Kielc na ten cel mają zarezerwowane w budżecie prawie półtora miliona złotych, natomiast rodzina Hundsdorferów powinna dołożyć 4 miliony złotych. Jeżeli nie dojdzie do consensusu, piłkarze Korony i pozostali pracownicy klubu będą mieli prawo obdarzyć swoich chlebodawców takim wzrokiem, jakim konający pies spogląda na swojego pana, który właśnie śmiertelnie go postrzelił.

Fot. Damian Kościesza/PressFocus