Ligowiec. Cichy „zabójca”

Wielu pilnych obserwatorów rozgrywek PKO Ekstraklasy w minionej kolejce podniecało się efektownymi wygranymi Pogoni Szczecin, czy Lecha Poznań.


Powiedzmy sobie jednak szczerze, że ich przeciwnicy – Wisła Kraków i Jagiellonia Białystok – to w tej chwili tylko piłki do golfa zgubione w wysokiej trawie, więc bezkarne spoliczkowanie ich nie jest wielkim wyczynem.

W cieniu bombardowania drużyn ubiegających się o koronę mistrza Polski, bez zbędnego rozgłosu, pnie się w górę tabeli Piast Gliwice. Piątego lutego br. zespół trenera Waldemara Fornalika przegrał na własnym boisku 0:2 z Pogonią i od tamtej pory nikomu nie udało się go poskromić. W sześciu kolejnych potyczkach gliwiczanie zdobyli 14 punktów, zaś ich bramkarz Frantiszek Plach czterokrotnie zachował czyste konto! Jeżeli mistrz Polski z 2019 roku będzie kontynuował tę znakomitą passę, dla piłkarzy i sztabu trenerskiego zwycięstwa będą chlebem tak powszednim, że nie wywołają nawet drgnienia powieki.

Kiedy zwolnionego w Śląsku Jacka Magierę za sterami zastąpił Piotr Tworek, wielu kibiców wrocławskiej drużyny łapało się za głowę. Zgoda, nowy szkoleniowiec ekipy z Oporowskiej nie jest wirtuozem, ale to bardzo solidny rzemieślnik, który ma głowę na karku. Trener Tworek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli sam nie zadba o własne interesy, inni pomogą mu tylko przy spuszczaniu trumny do grobu. Dlatego ten ambitny szkoleniowiec wszystkim współpracownikom (w tym piłkarzom) obiecuje jedno – ciężką pracę, bo takową doszedł do czegoś, bez medialnej tuby i wsparcia dziennikarzy. Jeszcze nie wiem, jakie będą efekty pracy Piotra Tworka w Śląsku, ale jedno jest pewne – przerwał wstydliwą serię meczów bez wygranej, która ciągnęła się od końca listopada ubiegłego roku.

Przez kilkoma tygodniami, po zwycięstwie z Wisłą Płock, jeden z młodych współpracowników „Sportu” napisał, że w Zagłębiu Lubin widać już rękę trenera Piotra Stokowca. Już wtedy ogłosiłem votum separatum i podtrzymuję swoją opinię. Nowy trener „miedziowych” tak naprawę nie ma się czym chwalić, bo 8 punktów w siedmiu meczach to żaden wyczyn i powód do dumy, zważywszy na „nazwiska” w zespole z Lubina. A klęska 0:4 na własnym boisku z Wartą Poznań to wręcz powód do wstydu. Po ostatnim meczu trener Stokowiec wyglądał jak zdjęty z krzyża, a czuł się zapewne tak samo (albo nawet jeszcze gorzej) jak trener Realu Madryt Carlo Ancelotti po niedzielnej porażce z Barceloną.

„Wielkomocarstwowe” zapędy mają w Zabrzu. Piłkarze nie ukrywają, że interesuje ich czwarte miejsce na zakończenie rozgrywek, które może dać prawo gry w europejskich pucharach. Zawodnicy i ich zwolennicy zapomnieli o drobnym niuansie – swoją wyższość i aspiracje trzeba potwierdzić na boisku, nie w pustych deklaracjach. Widać obce jest im powiedzenie „strzelaj golami, a nie słowami”. Remisując z „czerwoną latarnią” tabeli, nie przybliżyli się do wytyczonego celu. Powinni pamiętać, że najważniejszy jest tylko najbliższy mecz, żaden inny. Wyłóżmy kawę na ławę – ze „Słonikami” z Niecieczy Górnik miał więcej szczęścia niż rozumu, bo rywale powinni już do przerwy odesłać go do narożnika.


Fot. Tomasz Folta / PressFocus