Ligowiec. Co z tym sędziowaniem?

Wystarczy spojrzeć na komentarze w internecie, żeby zorientować się czym żyli czy żyją futbolowi fani w 6. kolejce ekstraklasy.


Wiadomo było, że klasyk, jakim jest starcie Legii z Górnikiem, przyniesie spore emocje i tak też było. Szkoda tylko, że nie do końca są to emocje związane z samą grą czy z taktyką, jaką ustalili na to spotkanie obaj szkoleniowcy, z zagraniami poszczególnych zawodników czy ich indywidualnymi popisami. Te oczywiście w dobrym i emocjonującym meczu przy Łazienkowskiej w piątek wieczorem były, ale cały show skradł prowadzący mecz Łukasz Kuźma.

Zawsze mnie uczono, że sędzia bramki ci nie strzeli, choćby nie wiadomo co wyczyniał, ale jak pokazało starcie w Warszawie pośrednio może to zrobić. Arbiter z Białegostoku wydatnie pomógł legionistom w wywalczeniu punktu. Tydzień temu w starciu Legii na Widzewie też były kontrowersje związane z decyzjami Szymona Marciniaka. Kibice pytają czemu te wątpliwości dotyczą zawsze Legii, a nie innego klubu? Dlaczego tak się dzieje, że jedenastka z Warszawy ciągnięta jest za uszy? Już pomińmy tu fakt dużej ilości arbitrów ze stolicy w najwyższej klasie rozgrywkowej. 

Akurat jestem w trakcie lektury dobrej książki „Calcio. Historia włoskiej piłki” Johna Foota. Sporo tam o futbolowych aferach, jak Totonero w latach 80. czy Calciopoli kilkanaście lat temu. Sporo też o skandalach i wątpliwościach związanych z obsadą sędziowską na poszczególne mecze. W teorii wszyscy mają być równi, w praktyce są równiejsi. W naszej rzeczywistością tymi równiejszymi są legioniści. Fani, ale też ludzie będący blisko piłki czy w samym kotle tych wydarzeń, widzą to i mają tego powoli dość.

Przewodniczący Kolegium Sędziów, Tomasz Mikulski, wszystkim kieruje od roku, ale na razie – jak widać po tym, co dzieje się w przypadku arbitrów na ligowych boiskach – nie bardzo mu to wychodzi, a przecież zapowiadał, że jego rządy będą inne niż te w wykonaniu Zbigniewa Przesmyckiego wcześniej. Na razie panowie rozjemcy są sporadycznie odsuwani od prowadzenia meczów, jak ostatnio Jarosław Przybył, więc wielka krzywda im się nie dzieje. Po krótkim czasie wracają na ekstraklasowe tory i dalej wszystko toczy się jak wcześniej. I nie bardzo widać, żeby ktoś z tym faktycznie zrobił porządek…


Fot. Mateusz Porzucek/Pressfocus