Ligowiec. Doceńcie Tworka!

Fatalna seria „gorszej” Wisły (tej z Płocka) pchała ją w stronę przepaści.


Dziesięć meczów bez zwycięstwa ma prawo zwalić z nóg nawet słonia, ale „Nafciarze” mieli tyle szczęścia, że trafili na gasnącego w oczach Górnika. Sztuką jest jednak wykorzystać słabości przeciwnika, z czego ekipa Macieja Bartoszka skrzętnie skorzystała. To jeszcze nie koniec wyścigu o życie, ale drużyna z Płocka ma czas na złapanie głębszego oddechu.

Gdyby przed rozpoczęciem rozgrywek ekstraklasy ktoś zasugerował mi, że Warta Poznań może usunąć w cień Lecha i zameldować się w ligowej czołówce, odesłałbym go do lekarza, oczywiście wiadomej specjalności. Nie zmieniłbym zdania nawet wówczas, gdyby taką deklarację złożył trener Piotr Tworek. Znam go jednak zbyt długo, by „oskarżyć” o zbytnią pewność siebie i zarozumialstwo. To facet ulepiony z innej gliny, który na szczyt wdrapał się dzięki ciężkiej, sumiennej pracy. Nie dostał w prezencie „samograja”, tylko mozolnie piął się w górę z przeciętną – bez obrazy – drużyną. Może ktoś to wreszcie zauważy i doceni, bo moim zdaniem Piotr Tworek już teraz zasłużył na tytuł TRENERA ROKU. Nie ma w mojej nominacji ani grama wazeliny, choć zapewne nie każdy w to uwierzy.

Nie twierdzę, że po tej kolejce trzeba ozłocić Rafała Strączka i Mateusza Lisa, lecz trudno pominąć ich zasługi. Gdyby obu przydarzył się gorszy występ, Stal Mielec mogłaby się powoli witać z I ligą, zaś „Biała gwiazda” miałaby „ciepło”. W końcu na finiszu czekają ją jeszcze potyczki z Legią, Lechem i Piastem.


Czytaj jeszcze: To nie są czary!

Łza się w oku kręci na wspomnienie, że na początku sezonu Górnik Zabrze zewsząd zbierał pochwały, eksperci rozpływali się w zachwytach, komentując występy podopiecznych Marcina Brosza. Wierzę mu na słowo, że denerwują go ostatnie wyniki, ale czy to cokolwiek zmienia? Górnik od dłuższego czasu jest w głębokim kryzysie sportowym, a pojedyncze „wyskoki” (remis ze Śląskiem i Rakowem) nie są tego w stanie zmienić. Przecież nawet zepsuty zegarek dwa razy na dobę wskazuje dobrą godzinę. Na razie 14-krotny mistrz Polski obsunął się na dziesiąte miejsce w tabeli, ale czuję w kościach, że w tym względzie nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Nie będę silił się na zorganizowanie misji ratunkowej dla zasłużonego klubu, to przywilej, a raczej obowiązek, mojego kolegi z czasów pracy w „Sporcie”, prezesa Dariusza Czernika. Wiem, że to wymaga dużo cierpliwości i zdrowia, które w dobie stresów i wiecznego napięcia są przywilejem dostępnym nielicznym. Być może czas Marcina Brosza na Roosevelta już się skończył? Tym bardziej, że ciągle słyszę o jego angażu w przyszłym sezonie w Zagłębiu Lubin. To jednak temat na inną okazję…

Włos się jeży na głowie, gdy człowiek uświadomi sobie, jak daleko w ślepą uliczkę zabrnął poznański Lech. Dziesięć porażek w 27. kolejkach wystarczy za wszelki komentarz. Wychodzi czarno na białym, że to nie trener Dariusz Żuraw był największym problemem klubu z Bułgarskiej. Pies jest pogrzebany zupełnie gdzie indziej, zaś włodarze „Kolejorza” powinni pamiętać, że zgniłe drzewo nigdy nie wyda zdrowych owoców.


Fot. Lukasz Laskowski / PressFocus