Ligowiec. Dwie twarze Lecha

Cały czas biję się z myślami, dlaczego Lech Poznań w Lidze Europy i w rozgrywkach ligowych to de facto zupełnie dwie inne drużyny? Niby takie same, a jednak nie takie same.


Klasowemu zespołowi nie wypada wypuszczać zdobyczy punktowej w meczach, w których wszystko układa się po jego myśli. Niestety, tylko do pewnego momentu… W niedzielę na Łazienkowskiej „Kolejorz” nie po raz pierwszy pokpił sprawę w bieżących rozgrywkach. Wcześniej wypuścił wygraną z rąk w pojedynku z Zagłębiem Lubin, tracąc dwa gole w końcówce w ciągu 5 minut.

Historia powtórzyła się w pojedynku z Wisłą Płock, a kompletu punktów pozbawił lechitów Patryk Tuszyński, strzelając wyrównującego gola dla „Nafciarzy” w 88 minucie meczu. Po niedzielnym spektaklu w stolicy podopieczni trenera Dariusza Żurawia też powinni pluć sobie w brodę, bo strata bramki w 93 minucie, a zwłaszcza jej okoliczności, dyskwalifikują defensorów Lecha jako klasowych zawodników tej formacji.

W ostatnim meczu obrona Lecha wyglądała jak osoba z anoreksją, zaś po końcowym gwizdku sędziego Dariuszowi Żurawiowi zęby musiały klekotać ze złości niczym kastaniety.

Wielu komentatorów, w tym mój redakcyjny kolega, biło brawo piłkarzom Górnika Zabrze po ostatnim występie przeciwko wrocławskiemu Śląskowi. Rozumiem, że trener Marcin Brosz nie mógł wystawić najsilniejszego składu, ale czy to powód do oklasków przy otwartej kurtynie? Lech Poznań regularnie wystawia kilku młodzieżowców i nie traktuje tego jako alibi w przypadku niepowodzenia.

Na ostatnie dokonania zabrzan patrzę w szerszej perspektywie niż tylko przez pryzmat ostatniego meczu. Otóż ekipa z Roosevelta w ostatnich pięciu potyczkach ligowych strzeliła tylko dwa gole, co pewnie umknęło wielu komentatorom i recenzentom. Z czystym sumieniem mogę zatem postawić tezę, że zabrzanie znacząco obniżyli loty. Wcześniej w 4. meczach zdobyli komplet punktów i zdobyli 12 bramek, w kolejnych pięciu tylko 5 „oczek” i dwa gole.

Oczywiście nie ma powodów, by trąbić na alarm, ale też nie widzę przesłanek, by rozpływać się w zachwytach nad postawą zabrzan. Ukrycie zadyszki Górnika jest równie niemożliwe jak ukrycie Everestu przed Szerpami z Nepalu.

W ostatniej kolejce trenerskim „nosem” wykazał się szkoleniowiec Legii Warszawa, Czesław Michniewicz. Z roli dżokerów wywiązali się jak należy 19-letni Kacper Skibicki oraz Rafael Lopes. Przy okazji szkoleniowiec urzędującego mistrza Polski dodał do beczki miodu łyżkę dziegciu, nie pozostawiając suchej nitki na Joelu Valencii. Zrobił to w miarę dyskretnie, słusznie wychodząc z założenia, że nie strzela się do wszystkich psów tylko dlatego, że jeden z nich ma pchły.

Po starej znajomości muszą zapytać trenera poznańskiej Warty Piotra Tworka, jakim cudem jego drużyna zdobyła już 10 punktów, strzelając zaledwie sześć goli. Rzadziej piłkę w bramce rywali umieścił tylko Piast Gliwice, ale on jest akurat czerwoną latarnią tabeli. Tymczasem Warta, pełniąca honory gospodarza w Grodzisku Wielkopolskim, zajmuje w niej przyzwoite, 10. miejsce. Gdzie się zatrzyma beniaminek z Poznania, gdy zacznie regularnie strzelać gole? Strach się bać…


Fot. Damian Kościesza/PressFocus