Ligowiec. Grygierczyk: Deser wszystko wynagrodzi?

Pierwsza sprawa rozstrzygnie się pomiędzy Legią a Jagiellonią. Legia zagra w Poznaniu i musi tam co najmniej zremisować. Lech niekoniecznie odpuści, no bo jakżeby to tak – odpuścić Legii. „Jaga” z kolei podejmie Wisłę Płock, której przyświecać będzie podobna motywacja, co Lechowi – zaprezentowanie się Europie; nic to, że jeśli do tego dojdzie, to na stadionie Widzewa w Łodzi.

W zwyczajowych okolicznościach powiedzielibyśmy, że emocji na finiszu rozgrywek mamy pod dostatkiem, a stanowią one – emocje – deser po pasjonującym wyścigu po najważniejsze w kraju trofeum. Ale okoliczności zwyczajowe nie były, dania główne budziły co do swego smaku duże wątpliwości, nic też dziwnego, że i „kucharze” się po drodze zmieniali. Przez dużą część rywalizacji pretendenci do tytułu sprawiali wrażenie jakby siłą ich przymuszano do tego wyścigu. Przylgnęło do niego określenie „wyścigu żółwi”, choć jeszcze wczoraj dało się usłyszeć z ust rozmaitych autorytetów coś smutniejszego; to mianowicie, że z czymś takim w XXI wieku nie mieliśmy w polskiej lidze do czynienia. I nie był to bynajmniej komplement. Nastawienia tego nie zmieni fakt, że Legia zagrała wczoraj przeciwko Górnikowi dojrzale, choć ze szczęściem na początku meczu. Dojrzałość wykazała również Jagiellonia, ale też piłkarze z Lubina chyba już się rwą do wakacji.

No ale może smak deseru wynagrodzi nam wszystko? Tym bardziej, że niewiadome są nie tylko na górze, ale i na dole. Wiemy już wprawdzie, że po roku przygody z ekstraklasą żegna się Sandecja, która pokazała, że jej awans do grona najlepszych był przedwczesny. I nie chodzi wyłącznie o dojrzałość piłkarską, ale całą otoczkę organizacyjną, która towarzyszyła temu klubowi – bezdomnemu, bezradnemu i chyba skazanemu na samego siebie. Po euforii i towarzyszących jej obietnicach ze strony różnych ważnych ludzi sprzed roku nie pozostał żaden ślad. Ciekawe, co za kolejny rok lub dwa pozostanie po tym klubie…

I w ten sposób przechodzimy do Piasta Gliwice którego postawa prowokuje do odświeżenia pytania w klasycznej postaci brzmiącego następująco: „Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie?”. Sześć meczów w finałowej fazie, jeden remis, jedno zwycięstwo i cztery porażki – oto bilans, którego właściwie nie sposób zrozumieć, zinterpretować, nazwać. By nie było: w rundzie zasadniczej Piast zanotował 6 zwycięstw, 12 remisów i 12 porażek, można więc rzec, że na finiszu rywalizacji po prostu podtrzymał kiepski standard, wsparty na dodatek głupotą tych, którzy mienią się jego kibicami (walkower za „występy” podczas spotkania z Górnikiem).

Gliwicki klub – będący bodaj w każdym elemencie zaprzeczeniem Sandecji – zafundował sobie scenariusz jak z sennego koszmaru: zagra o życie z Bruk-Betem Termalicą. I musi wygrać. Wygra?