Ligowiec. Gorzkie żale

Na zwycięstwo swojej drużyny w meczu ligowym na Łazienkowskiej kibice Rakowa Częstochowa czekali… ho, ho, a może jeszcze dłużej. Wygrać z mistrzem Polski na jego boisku to w końcu nie małe piwko przed śniadaniem.


Sukces drużyny trenera Marka Papszuna jest tym cenniejszy, bo spektakl był palce lizać, a na dodatek bramki zwycięzców strzegł zaledwie 18-letni Kacper Trelowski.

Nie byłoby jednak spektakularnej wiktorii częstochowian w stolicy, gdyby w ich składzie zabrakło Ivana Lopeza. 27-letni Hiszpan rozstawiał obrońców rywali po kątach, wydawało się, że może zatrzymać go tylko karabin maszynowy, a swój koncert okrasił kapitalnym golem z rzutu wolnego. W ten sposób wpisał się na listę strzelców bramek w trzecim meczu z rzędu, wcześniej dokonał tej sztuki w ligowej potyczce ze Stalą Mielec oraz pucharowym pojedynku ze Stalą Rzeszów. Teraz w kolejce ustawił się Radomiak…

Lider tabeli w tej kolejce został z pustymi rękami. Poznańska lokomotywa została zatrzymana pod semaforem w Białymstoku. Jagiellonia tym samym udowodniła, że rola chłopca do bicia już ją zmęczyła. Drużyna trenera Ireneusza Mamrota na zwycięstwo w lidze czekała od 7 sierpnia, więc fotel trenera miał prawo być już wyjątkowo gorący. Kolejne potknięcie i szkoleniowiec „Jagi” zapewne przybrałby ponury wygląd twarzy, przypominającej cierpiącego na niestrawność spaniela.

Wyjazdowego zwycięstwa doczekała się w końcu szczecińska Pogoń. Dopiero w piątym podejściu, ale lepiej późno niż wcale. To dopiero trzeci mecz, w którym bramkarz „portowców” Dante Stipica zachował czyste konto. Piszę „dopiero”, ponieważ w poprzednim sezonie Chorwat „zamurował” swoją bramkę aż 17 razy. Teraz powtórzenie tego wyniku jest mało prawdopodobne, ale jeżeli Pogoń znowu stanie na podium, będzie można spokojnie machnąć na to ręką.

Łukasz Szczech i Tomasz Musiał to sędziowie, na których spadła największa fala krytyki. Trenerzy Jan Urban, Maciej Bartoszek i Jacek Magiera nie szczędzili im gorzkich słów. Kością niezgody była interpretacja zagrania ręką i dyktowania z tego powodu rzutu karnego. „Tyle czasu jestem w piłce i oglądając wszystkie mecze sam już nie wiem, kiedy zagranie ręką oznacza rzut karny, a kiedy nie. To boli” – stwierdził szkoleniowiec Wisły Płock. Na jego miejscu też czułbym żal, bo skoro Śląsk otrzymał rzut karny, gdy po dośrodkowaniu Jakuba Iskry w rękę dostał piłką Piotr Tomasik, to „Nafciarzom” tym bardziej należał się rzut karny po zagraniu ręką Diogo Verdaski. Przewinienie Portugalczyka zauważyłby nawet Stevie Wonder.

Jacek Magiera z kolei miał pretensje o anulowanie trafienia Erika Exposito, po koronkowej akcji jego zespołu. Hiszpan został pozbawiony gola, bo chwilę wcześniej na spalonym była… pięta Petra Schwarza. Jan Urban zakwestionował zasadność podyktowania obu rzutów karnych przeciwko jego drużynie. W przypadku ręki Manneha można polemizować, ale druga „jedenastka” została podyktowana pochopnie. Nie zdziwię się, gdy od tej pory wspomniani trenerzy będą ufać arbitrom na tyle, na ile mucha wierzy pająkowi, gdy ten oferuje jej wygodny nocleg w swojej sieci.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus