Ligowiec. Gorzkie żale

Nie tyle drażniła mnie ich seria meczów bez zwycięstwa, ile jej bagatelizowanie przez samych piłkarzy i szkoleniowców. Zawodnicy rozgrzeszali samych siebie, dopatrując się w tym „pustym przebiegu” pecha i innych okoliczności łagodzących. Nie zauważyli bądź nie chcieli zauważyć, że serwują kibicom bardzo krótkie fragmenty dobrej gry i zapominają, że to oni często mieli szczęście, że nie schodzili z boiska z pustymi rękami.

Nie chcę powiedzieć, że mój redakcyjny kolega Michał Zichlarz jest naiwny, lecz dotąd zachodzę w głowę, na jakiej podstawie wierzył na korzystny wynik (przynajmniej remis) w stolicy w konfrontacji z Legią.
Nie było ku temu żadnych racjonalnych przesłanek. Urzędowy optymizm Michała być może wynikał z tego, że jest stałym bywalcem na stadionie przy ulicy Roosevelta w Zabrzu i byłoby mu niezręcznie skazywać Górnika z góry na niepowodzenie. Ja natomiast uważam, że znacznie lepszą metodą jest mówienie prawdy w oczy, bez owijania w bawełnę. Bardziej uczciwe, choć często wstrząsające dla adresata.

Problemy Górnika to małe piwo przy kryzysie, który dopadł „Białą gwiazdę”. Być może jest to kopanie leżącego, ale może wreszcie wszystkim otworzą się oczy, gdy przetrawią brutalne w swojej wymowie fakty. Wisła czeka na zwycięstwo od ośmiu kolejek, przegrała siedem meczów z rzędu, 303 minuty czeka na zdobycie gola. Taka jest w tej chwili wizytówka najgorszego zespołu PKO Ekstraklasy.

– Nie mam już pomysłu, co mówić w szatni – rozkłada bezradnie ręce Paweł Brożek. Trener Maciej Stolarczyk wciąż jest przekonany, że drużyna może wyjść z zapaści pod jego wodzą. Ja już dawno straciłem taką nadzieję i wierzę trenerowi Wisły na tyle, jak bardzo mucha wierzy pająkowi, gdy ten oferuje jej wygodny nocleg w sieci. A pogłoski o rychłym angażu Artura Skowronka nie biorą się znikąd.

W podłym nastroju po ostatnim występie swoich podopiecznych był trener ŁKS-u, Kazimierz Moskal. Po porażce ze Śląskiem Wrocław wyglądał na tak wstrząśniętego, jak klient w sklepie rybnym, któremu sprzedawca zaoferował skrzynkę stęchłych dorszy. Zresztą, odświeżmy sobie pamięć… – Dla mnie to nie był mecz piłkarski w naszym wykonaniu. Rozegraliśmy coś słabego i nie wiem, co to było. Naszym największym problemem była ta okrągła kula, która gdzieś latała po boisku. Jestem zniesmaczony tym występem, bo to nie jest coś, co chciałbym oglądać – powiedział rozżalony trener beniaminka ekstraklasy.

By nie popaść w depresję, na zakończenie „gorzkich żalów” wspomnijmy o czymś, co jest godne pochwały. Postawa Pogoni Szczecin to powiew świeżości w rozgrywkach ekstraklasy. Godne uwagi są zwłaszcza wyniki uzyskiwane przez „portowców” w meczach wyjazdowych. Zaledwie jedna porażka w ośmiu potyczkach na obcych boiskach jest wynikiem, który robi wrażenie. Może Kosta Runjaić i jego armada powinni wszystkie mecze w tym sezonie rozgrywać na wyjeździe?