Ligowiec. Gra się do końca

O tym, że mecz kończy się nie w 90 minucie, a dopiero wtedy, kiedy po raz ostatni zagwiżdże sędzia, boleśnie w ostatniej kolejce przekonali się piłkarze Górnika oraz Piasta.


Piłkarze dwóch górnośląskich jedenastek w ekstraklasie stracili cenne punkty już w doliczonym czasie. Zabrzanie dwa w zremisowanym spotkaniu w Krakowie, a gliwiczanie jeden po tym, jak po raz kolejny w tym sezonie dali się zaskoczyć w końcówce. Nie ma meczu w tym sezonie na własnym stadionie, żeby Piast przy Okrzei nie stracił bramki w końcowych minutach. Tak jest od pierwszego spotkania z Rakowem, kiedy mimo prowadzenia 2:1 mecz został przegrany, oczywiście w końcowych minutach.

A dwie bramki stracone z grającą w osłabieniu Wisłą Płock? A gol zdobyty przez Fabiana Piaseckiego w starciu ze Śląskiem? Nazbierało się tych błędów, nazbierało się tych straconych punktów i trudno wszystko tłumaczyć brakiem szczęścia. Gdyby tak nie było tych wszystkich strat u siebie, to ekipa Waldemara Fornalika byłaby w ścisłej czołówce, może nawet otwierałaby ligową tabelę.

Pluć w brodę mogą też sobie zabrzanie, bo byli naprawdę bliscy drugiego wyjazdowego zwycięstwa w bieżących rozgrywkach. Prowadzili z „Pasami” dwoma bramkami, żeby w ostatnich minutach wszystko roztrwonić…

Grać i walczyć trzeba jednak do końca. Pokazał to też w jednym z najważniejszych spotkań 7. kolejki ekstraklasy Śląsk. Grając z faworyzowaną Legią wygrał, też po golu w ostatnich minutach. Dodatkowo zdobytym w kuriozalnych okolicznościach, o czym piszemy na stronie 5.

Mistrz Polski z Warszawy po kilku kolejkach jest na miejscu spadkowym, wyprzedzając tylko beniaminków z Niecieczy i z Łęcznej! Fakt, legioniści mają do rozegrania zaległe gry, ale z taką dyspozycją o dogonieniu czołówki nie będzie mowy, tym bardziej, że ci najlepsi odjeżdżają wykorzystując słabość Legii. Teraz przed drużyną prowadzoną przez Czesława Michniewicza premierowa gra w fazie grupowej Ligi Europy już w środę na wyjeździe ze Spartakiem Moskwa. Tam żeby była mowa o korzystnym rozstrzygnięciu, to trzeba zagrać o niebo lepiej niż było to w sobotę we Wrocławiu. Trzeba też będzie walczyć do ostatniego gwizdka sędziego.

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus