Ligowiec. Idźcie dalej tą drogą

Kibicom Piasta Gliwice wciąż powinny w uszach pobrzmiewać słowa Waldemara Fornalika – padły one w przeddzień meczu z Lechią – że początek sezonu 2020/21, który w tak dużej mierze zaważył na dzisiejszej pozycji w tabeli, wcale nie był taki zły, brakowało jednak elementarnej skuteczności i szczęścia, co sprawiłoby, że Piast byłby dzisiaj bogatszy o kilka punktów, z szansami na miejsce na podium.


Ta szansa oczywiście jeszcze definitywnie nie uciekła, ale nie wygląda na to, by Pogoń i Raków zechciały ustąpić z zajmowanych miejsc.

Zwracamy uwagę na wątek owych pogubionych przez gliwiczan punktów, bowiem wspomniany mecz z Lechią był swego rodzaju soczewką, skupiającą postawę Piasta w całym sezonie. Dobra, a momentami bardzo dobra gra plus wiele okazji, by wynik doprowadzić do takiego stanu, w którym gospodarze nie mieliby możliwości odrobienia strat. No i… mały klops! Przybrał on symboliczną postać zmarnowanego rzutu karnego przez Tomasza Jodłowca przy prowadzeniu gliwiczan 2:1.

Oczywiście, zdarza się, ale jeśli najpierw za sprawą karnych marnuje się szansę na grę w finale Pucharu Polski, jeśli przestrzeliwuje się karnego w derbach z Górnikiem Zabrze – tyle że bez konsekwencji – i jeśli kopie się z 11 metrów wprost w bramkarza (co stało się w Gdańsku), to nie sposób tego nie potraktować w kategoriach symptomu wskazującego na szerszy problem, również o podłożu psychologicznym. I co oczywiście rzutuje na efekt końcowy – nie tylko w odniesieniu do konkretnego meczu, ale i do całego sezonu.

Biorąc pod uwagę ten kontekst, nie sposób nie popatrzeć z podziwem na postawę Rakowa Częstochowa. Kilka dni temu awansował do finału Pucharu Polski (kosztem broniącej trofeum Cracovii), a w sobotę pozbawił złudzeń Lecha Poznań – grającego już pod okiem Macieja Skorży. Te właśnie wydarzenia, ale i wiele je poprzedzających, też mogą uchodzić za swoistą soczewkę – skupiająca jakość i… hardość drużyny trenera Marka Papszuna, którego przed meczem z „Kolejorzem” uhonorowano suwenirem związanym z 5-leciem pracy przy Limanowskiego.

A swoją drogą warto rzucić okiem na tabelę w tym właśnie kontekście. Druga Pogoń Szczecin jest prowadzona przez Kostę Runjaicia od czterech lat. Trzeci – Raków – jak wyżej. Czwarty Piast od czterech lat jest pod opieką Waldemara Fornalika, wreszcie piątą Lechią od trzech lat zarządza Piotr Stokowiec. Dodajmy do tego szóstą Wartę Poznań, od dwóch lat trenowaną przez Piotra Tworka, który po zwycięskim meczu z Wisłą Kraków mógł triumfalnie obwieścić, że został wypełniony cel, jakim było zachowanie statusu drużyny ekstraklasowej. Kto wie, czy na osiągniętym dzięki temu luzie „warciarze” nie namieszają jeszcze bardziej…

Abstrahując od wszelkich okoliczności, kiedy zmiany rzeczywiście trzeba dokonać, pokazuje to tę banalną prawdę, że szczyty zdobywa się m.in. cierpliwą pracą i niekoniecznie mając do dyspozycji spore pieniądze. Przynajmniej w tym sensie dobiegający końca sezon można uznać za dający powody do optymizmu. Dlatego idźcie dalej tą drogą.


Fot. Łukasz Sobala/PressFocus