Ligowiec. Inwencja na 3 minuty

Oklaski przy otwartej kurtynie (szkoda, że przy pustych trybunach) należą się piłkarzom 14-krotnego mistrza Polski z Zabrza. Warszawska Legia jest w tej chwili – bezdyskusyjnie – drużyną lepszą od Górnika.


Na pierwszy rzut oka wydawało się zatem, że zespół Marcina Brosza w konfrontacji z ekipą z Łazienkowskiej ma takie same szanse na wygraną, jak jednonogi na zwycięstwo w konkursie stepowania. Zabrzanie pokazali jednak niesamowitą wolę walki, charakter, a przede wszystkim udowodnili, że umiejętności też mają nietuzinkowe. Zgoda, stołeczna jedenastka miała więcej szans na zdobycie gola niż gospodarze, ale w futbolu liczą się trafienia, nie okazje. Trener Legii Aleksandar Vuković przyczyn porażki swojego zespołu upatrywał w słabej skuteczności. Diagnoza słuszna, bo jego podopieczni przypominali ludzi, którzy znają tajemnicę kopalni złota, tylko zgubili gdzieś mapę.

Ile wart jest dla Lecha Christian Gytkjaer? Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale jeżeli „Kolejorz” na mecie stanie na pudle, szefowie klubu z Bułgarskiej powinni go ozłocić… Duńczyk, który po sezonie żegna się z Bułgarską, nie po raz pierwszy – nie tylko w obecnych rozgrywkach – zagwarantował swojej drużynie zwycięstwo, ale walczącej desperacko o utrzymanie Koronie zapewnił rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka.

Po kolejny tytuł wicemistrza Polski mknie Piast Gliwice. Malkontenci będą narzekali, że w Białymstoku urzędujący jeszcze mistrz Polski obie bramki zdobył z rzutów karnych, a na dodatek w końcówce spotkania grał w liczebnej przewadze. Nie zaprzeczam, to są fakty, ale czy piłkarze Piasta zmuszają rywali do łapania czerwonych kartek? Przy okazji zauważmy, że team Waldemara Fornalika odesłał do kąta kolejnego przeciwnika, nie mając w składzie Felixa? Pokonanie gliwiczan – sześć meczów z rzędu bez porażki – przypomina teraz próbę napicia się wody z węża strażackiego…


Czytaj jeszcze: Górnik bije Legię


Wzruszyłem się do łez czytając wypowiedź trenera ŁKS-u Wojciecha Stawowego po klęsce we Wrocławiu. Szkoleniowiec outsidera stwierdził: „Mieliśmy plan na to spotkanie. Realizowaliśmy ten plan do pierwszego gola, który tak jak we wcześniejszych spotkaniach, podciął nam skrzydła, a ułatwił zadanie Śląskowi”. Niezorientowanych informuję, że łodzianom starczyło inwencji na… trzy minuty z małym okładem, bo już w 4. minucie Filip Marković po raz pierwszy „skaleczył” przeciwnika.

Zamiast rehabilitacji za dotkliwą porażkę z Jagiellonią, beniaminek dostał po raz drugi obuchem w głowę, tylko jeszcze mocniej niż poprzednio. Boiskowe poczynania piłkarzy ŁKS-u przypominały biblijnego Dawida, który spotkawszy Goliata zorientował się, że zapomniał zabrać ze sobą procy. Kwadrans przyzwoitej gry po przerwie, gdy Śląsk postanowił się zbytnio nie przemęczać to tylko zasłona dymna, za którą Wojciech Stawowy stara się ukryć wszystkie ułomności swojej drużyny. Trener (wcześniej robił to Kazimierz Moskal) musi brać na klatę wszystkie nokautujące ciosy, bo odpowiedzialny za transfery dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła zawsze ma tak niewinny wygląd, że nawet anioł zostałby przy nim uznany za notorycznego przestępcę.