Ligowiec. Kit dużą szpachlą

Przewodzące ligowej stawce zespoły Rakowa Częstochowa i Widzewa Łódź były bardzo „oszczędne” w minionej kolejce.


Jeden strzelony gol wystarczył w zupełności, by zespół spod Jasnej Góry powiększył przewagę nad najgroźniejszymi konkurentami, zaś beniaminek wygodnie usadowił się za plecami lidera. Drużyna trenera Marka Papszuna długo waliła głową w kielecki mur, w końcu pomocną dłoń podał częstochowianom Roberto Corrala, który we własnym polu karnym sfaulował Deiana Sorescu i sprezentował rywalom rzut karny, którego Ivan Lopez zamienił na zwycięskiego gola. Zapewne winowajca wolałby pójść do dentysty niż rozmawiać na ten temat z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim.

Po meczu w warszawie bramkarz szczecińskiej Pogoni Bartosz Klebaniuk miał podwójny powód do satysfakcji. Dzięki obronionemu rzutowi karnemu został bohaterem potyczki z Legią, a niejako przy okazji utarł nieco nosa trenerowi stołecznej jedenastki, Koście Runaiciowi. 20-letni golkiper w rundzie wiosennej był w kadrze pierwszego zespołu „portowców”, których prowadził Runjaić, ale ani razu nie dostał szansy występu w ekstraklasie. Nowy szkoleniowiec „Dumy Pomorza” Jens Gustafsson nie bał się zaryzykować i posadzić na ławce rezerwowych dotychczasowego pewniaka, Dantego Stipicę. Ryzyko opłaciło się, bo to dzięki Klebaniukowi Pogoń wywiozła punkt z Łazienkowskiej.

Skoro jesteśmy już przy niemieckim trenerze pochodzenia serbskiego wypada zauważyć, że wyjątkowo źle znosi on porażki swojego zespołu, bo remis Legii na własnym boisku należy traktować właśnie w tej kategorii. Runjaić powiedział między innymi, że „w I połowie kompletnie zdominowaliśmy spotkanie, Pogoni nie było właściwie na boisku”. To w takim razie, dlaczego jego zespół strzelił tylko jednego gola? Pogoń powinna wracać do Szczecina z całym workiem straconych bramek!

Nawiasem mówiąc w podobnym tonie wypowiedział się inny Serb, Ivan Djurdjević twierdząc, że „Jagiellonia dzisiaj nie istniała”. To w takim razie jakim cudem strzeliła dwie bramki i wywiozła z Wrocławia remis? Widać obaj szkoleniowcy (Runjaić i Djurdjević) uznali, że jak kitować to dużą szpachlą.

W przypadku Śląska po raz kolejny popis wyjątkowej nieudolności dali defensorzy tej drużyny. Okoliczności utraty pierwszego gola wołają o pomstę do nieba. Victor Garcia nonszalancko wycofał piłkę na własną połowę, Nahuel myślał chyba o niebieskich migdałach, bo Marc Gual sprzątnął mu ją z łatwością sprzed nosa i pognał na bramkę wrocławian. Potem ośmieszył Konrada Poprawę (niektórzy żartują, że stoper Śląska do poniedziałku szukał korków w trawie) i posłał futbolówkę do siatki. Drugi gol dla Jagiellonii zdaniem trenera Djurdjevicia „padł z niczego”, ale moim zdaniem powinien sobie zadać pytanie, co w tym czasie robili jego obrońcy i po jakie licho bramkarz Rafał Leszczyński wybrał się „na wycieczkę”?

Jak widać nauka poszła w las, że przypomnę tylko samobójczy gol Javiera Hyjka z połowy boiska w meczu ze Stalą Mielec, czy katastrofalny błąd bramkarza Michała Szromnika w potyczce z Wartą Poznań, po którym Enis Destan strzelił gola. Chyba wystarczy?


Fot. Pawel Jaskolka / PressFocus