Ligowiec. Koncert z dedykacją

Zwycięstwo z mistrzem Polski każdemu smakuje w sposób wyjątkowy, więc po meczu z Legią piłkarze Lechii Gdańsk zapewne byli w szampańskich nastrojach.


Efektowna wiktoria wywindowała gdańszczan na fotel wicelidera ekstraklasy i spowodowała wzrost notowań trenera Tomasza Kaczmarka, który za sterami zastąpił Piotra Stokowca. Nowy szkoleniowiec w 4 spotkaniach ligowych zaksięgował 10 punktów, a jego zespół w nieco frajerski sposób wypuścił z rąk zwycięstwo z krakowską Wisłą. Z Legią nie było już „ziewania”, a demontaż zespołu z Łazienkowskiej rozpoczął Maciej Gajos efektownym uderzeniem z rzutu wolnego, którego nie powstydziłby się nawet Leo Messi.

Kilka ciepłych słów należy skierować pod adresem 19-letniego pomocnika Lecha, Jakuba Kamińskiego. W meczu na szczycie przeciwko Śląskowi Wrocław zagrał fenomenalnie, a dodatkową motywacją dla niego była obecność na trybunach 82-letniej kobiety, która opiekowała się nim w dzieciństwie i której zadedykował swój koncert.

Po jego efektownych akcjach i trafieniach obrońcy Śląska przypominali nieprzytomnego faceta, którego wynoszą z wesela, na którym alkohol lał się strumieniami. Przy okazji – nie zgadzam się z redakcyjnym kolegą, który napisał, że wcześniejsze występy Kamińskiego były rozczarowujące. W tej chwili „Kamyk” ma na koncie 4 gole i tyle samo asyst, kroku dorównuje mu tylko Mikael Ishak (7+1). Koniec lekcji.

Poprawił swoje notowania Górnik Zabrze, który odwrócił losy meczu z Wisłą Płock. Piać z zachwytu nie będę, bo „Nafciarze” do tej pory przegrali wszystkie mecze wyjazdowe, więc wygrana była poniekąd obowiązkiem drużyny Jana Urbana. Warto jednak zauważyć, że zabrzanie po raz pierwszy w bieżących rozgrywkach strzelili cztery gole.

Pierwszej porażki w tym sezonie doznali piłkarze Śląska. Przegrać mecz to nie grzech, ale rozmiary klęski na Bułgarskiej są wstydliwe. W końcu grał lider z wiceliderem. Podopieczni trenera Jacka Magiery trochę przypominali biblijnego Dawida, który spotkawszy Goliata w ostatniej chwili zorientował się, że zapomniał zabrać ze sobą procy. Nie trafiają do mnie tłumaczenia szkoleniowca, który próbował „rozgrzeszyć” swoich piłkarzy. Tak wysokiej porażki po prostu nie można usprawiedliwić, gdy rozlicza się drużynę mającą bardzo wysokie aspiracje.

Kolejnej egzekucji dokonano na beniaminku z Łęcznej. „Portowcy” do łowców bramek nie należą, ale w Szczecinie zaaplikowali rywalowi cztery gole. Wcześniej w identycznych rozmiarach rozłożyli na łopatki tylko mielecką Stal. Aż żal było patrzeć na nieporadność w obronie podopiecznych Kamila Kieresia, piłkarze Pogoni tak nimi „kręcili”, że ci mogliby mieć kłopoty z prawidłowym podaniem swojego kodu pocztowego.

Na deser zostawiłem interwencję bramkarza „Białej gwiazdy” Pawła Kieszka, która zapewniła komplet punktów Piastowi. Od tej kuriozalnej interwencji minęło kilka dni, a ja wciąż zachodzę w głowę, o co chodziło doświadczonemu golkiperowi? Nie odsyłam go do cyrku, jak niektórzy kibice Wisły, którzy proponują mu posadę klauna, ale jestem zdruzgotany wielbłądem wychowanka Polonii Warszawa. Swoją drogą, piłkarze Piasta powinni zrobić zrzutkę dla niego i podzielić się swoją premią za zwycięstwo.


Na zdjęciu: Jakub Kamiński (z prawej) pokazuje, że jego talent rozwija się. W tym sezonie ma już na koncie 4 gole i tyle samo asyst.

Fot. Damian Kościesza