Ligowiec. Kosztowne straty punktów

Osiem spotkań wystarczyło trenerowi Koście Runjaiciowi, żeby wyprowadzić Legię na fotel lidera ekstraklasy.


Jasne, po poniedziałkowym wieczornym meczu prowadzenie ponownie może odzyskać Wisła Płock, ale drużyna z Warszawy – wzmocniona latem kilkoma wartościowymi graczami, jak Carlitosem czy Rafałem Augustyniakiem, którzy w ostatnich spotkaniach swoimi bramkami pomagają zresztą „Wojskowym” w odnoszeniu kolejnych zwycięstw – wysyła jasny i czytelny sygnał swoim rywalom.

Wśród nich jest przede wszystkim Raków. Częstochowianie, po tym jak pożegnali się z europejskimi pucharami, mają w tym sezonie nie tyle powalczyć co zdobyć historyczne mistrzostwo Polski. Tymczasem w sobotę jedenastka prowadzona przez trenera Marka Papszuna została rozjechana przez Cracovię. „Pasy” po świetnym starcie ligowego sezonu i ostatniej zapaści znowu o sobie przypomniały. Przypomniały też przede wszystkim częstochowianom o swojej obecności.

Dla Rakowa to przeklęty rywal. Po wyraźnie przegranym trzema golami spotkaniu w Krakowie szkoleniowiec ekipy spod Jasnej Góry stwierdził nawet, że nad rezultatami gier jego zespołu z „Pasami” wisi jakiś czar. Faktycznie coś w tym jest, bo od momentu awansu do ekstraklasy Raków nie wygrał z Cracovią żadnego z 7 ligowych spotkań, cztery przegrywając. A przypomnijmy jeszcze maj tego roku i końcówkę poprzedniego sezonu, kiedy to remis krakowian przy Limanowskiego kosztowa Raków stratę pozycji lidera i pożegnanie się z tytułem, bo tych strat nie udało się już odrobić.

Przy okazji zwraca też na siebie uwagę Cracovia. Ta grając z kontry, tak jak najbardziej lubi, daje się we znaki faworytom, bo przecież wcześniej przy Kałuży z kretesem, jak teraz Raków poległa Legia. Skoro jesteśmy przy tych akurat drużynach, to w najbliższą niedzielę ich wzajemne starcie. Mecz wicemistrza i zdobywcy Pucharu Polski z jedenastką Runjaicia da odpowiedź na pytanie, jak toczyć się będą rozgrywki dla jednych i drugich. Na potknięcie nie można sobie pozwolić, ale z drugiej strony trzeba przypomnieć, że mistrzostwa Polski nie zdobywa się wygrywając same takie arcyważne mecze, ale gromadząc punkty ze średniakami czy słabeuszami. Jeśli tam zdarzają się straty, to potem ciężko o nadrobienie tego. Jedno jest pewne, w niedzielę 11 września po południu oczy piłkarskiej Polski ponownie będą zwrócone na Częstochowę.


Fot. Marta Badowska/Pressfocus