Ligowiec. Krótki kaszel, czyli gilotyna dla cudzoziemców

– Jestem w Kielcach ponad dwa lata i trzy czy cztery porażki nie są powodem, aby złożyć rezygnację na biurko prezesa – stwierdził kategorycznie 53-letni Włoch. Chcąc zburzyć jego dobre samopoczucie nieśmiało przypomnę, że dowodzony przez niego zespół przegrał cztery mecze z rzędu, zaś w sześciu ostatnich spotkaniach ligowych zdobył zaledwie jeden punkt!

Czyja to była wina? We wskazaniu winnego takiego stanu rzeczy wielkiego wyboru nie ma. W Koronie grają albo ci piłkarze, których zażyczył sobie szkoleniowiec, albo tacy, na których po prostu Koronę stać. Gino Lettieri mimo palącego się gruntu pod nogami konsekwentnie przybierał tak niewinny wygląd, że nawet anioł zostałby przy nim uznany za notorycznego przestępcę. Zwierzchnicy włoskiego trenera nie dali się jednak nabrać na tę grę pozorów i w końcu podjęli męską decyzję, odsuwając go od pierwszego zespołu.

Podobnie jak ja, nie kupili sugestii, że z dnia na dzień piłkarze z kieleckiej drużyny zapomnieli grać w piłkę. Nie ma sensu owijać w bawełnę, temu zespołowi potrzebna jest nowa miotła, bo stara już się zużyła. Naprawdę serce mi krwawi na samą myśl o krzywdzie wyrządzonej Lettieriemu, ale jego upór mógł zaprowadzić Koronę w otchłań pierwszej ligi.

Kilkanaście godzin później los Lettieriego podzielił inny cudzoziemiec, Ben van Deal. Holendrowi pokazano drzwi po porażce w Krakowie z „Białą gwiazdą”, chociaż długo wydawał się być bezpieczny. Włodarze Zagłębia Lubin stracili cierpliwość po trzech porażkach z rzędu. Czas egzekucji wybrali idealnie, bo teraz mają dwa tygodnie czasu na znalezienie następcy. Czy kolejnym szkoleniowiec „miedziowych” też będzie obcokrajowcem? Tego na razie nie wie nikt, ale warto zastanowić się, czy skórka jest warta wyprawki? Trener zza granicy bynajmniej nie jest gwarantem wysokiej jakości, podobnie jak nie gwarantują tego piłkarze obcojęzyczni ściągani do naszych klubów.

W pewnym sensie fenomenem wśród zatrudnionych w ekstraklasie szkoleniowców jest Kazimierz Moskal. „Jego” ŁKS przegrał piąty mecz z rzędu, a mimo to głowa trenera mocno trzyma się na karku. Jestem ciekaw, czy konsekwencja i anielska cierpliwość w ostatecznym rozrachunku wyjedzie na korzyść włodarzom Łódzkiego Klubu Sportowego.

Nie do śmiechu jest zapewne trenerowi zabrzańskiego Górnika, Marcinowi Broszowi. Kiedy drużyna w czterech meczach wyjazdowych zdobywa raptem jeden punkt, nie można mówić o przypadku, braku szczęścia itp. Może problem jest w głowach piłkarzy Górnika, a może pies jest pogrzebany gdzie indziej. Siak, czy owak coś z tym fantem trzeba zrobić, bo na dłuższą metę taki scenariusz jest nie do zaakceptowania. Niedługo przeciwnicy 14-krotnego mistrza Polski będą śmiali się od ucha do ucha, goszcząc u siebie drużynę z Roosevelta. Ich radość możne być równa tej, gdy wódz kanibali wita kolejnego smakowitego misjonarza, który właśnie przybył.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ