Ligowiec. Lis w kurniku

Z perspektywy całego sezonu zwycięstwo Lecha Poznań w Częstochowie niewiele znaczy, ale piłkarze „Kolejorza” mogli w tym momencie poczuć się jak lis, który wtargnął do kurnika.


Jak przyznał szkoleniowiec lechitów John van den Brom, to zwycięstwo jest dla jego zespołu bardzo ważne pod kątem następnego sezonu. Dla mistrza Polski nie ma rozgrzeszenia, ja przynajmniej nie kupuję alibi w postaci kartek i kontuzji w zespole Rakowa. Klasowa drużyna powinna mieć w składzie wartościowych zmienników i zastępców, którzy w każdym momencie mogą wejść na boisko, bez uszczerbku dla jakości gry zespołu. W końcu, do licha, mówimy o mistrzu Polski, a nie o prowincjonalnej ekipie, która grę w piłkę nożną traktuje jak nieszkodliwe hobby.

Wrażenie robi dobra passa Górnika Zabrze. Zespół dowodzony przez trenera Jana Urbana w ostatnich pięciu kolejkach zaksięgował komplet punktów, fundując przeciwnikom rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka. Jeżeli w dwóch ostatnich kolejkach 14-krotny mistrz Polski nie spuści z tonu, to bez pr0blemu zachowa szóste miejsce na mecie sezonu.

Na krawędzi przepaści wciąż balansuje Śląsk Wrocław, ale jego wygrana z Wisłą Płock jest promykiem nadziei na lepsze jutro. A to lepsze jutro to zachowanie dotychczasowego statusu na następny sezon. Nie brakuje głosów, że w tej chwili tylko odroczono egzekucję wrocławskiej drużyny, a nadzieja na jej utrzymanie w elicie to tylko majaczenie w gorączce. Nie przesądzam, że zespół z Oporowskiej utrzyma się w ekstraklasie, ale owa nadzieja jest jakimś punktem zaczepienia dla podopiecznych Jacka Magiery. W tym momencie pozwolę sobie przytoczyć słowa śp, znakomitego aktora, Jana Kobuszewskiego. Powiedział on w jednym z wywiadów: „To nieprawda, że nadzieja jest matką głupich. Nadzieja jest matką mądrych. Życie bez niej jest nic niewarte”.

Piłkarze Legii powetowali sobie porażkę w Szczecinie z Pogonią, fundując krwawą łaźnię Jagiellonii Białystok. Bramkarz gości Zlatan Alomerović aż pięć razy wyciągał piłkę z siatki i nie ukrywał, że jest bardzo rozczarowany z tego powodu. Ale czy facet mógł zapobiec nieszczęściu, skoro w drugiej połowie jego koledzy z drużyny przypominali kulejącą zebrę, którą po boisku goni tłum kłusowników? Trener „Jagi” Adrian Siemieniec mógł tylko przeprosić kibiców swojej drużyny i prosić o wybaczenie. „Plama” zostanie zmazana tylko wtedy, gdy w najbliższym spotkaniu zespół z Białegostoku pokona Cracovię.

Szczerze współczułem swojemu redakcyjnemu koledze, „oddelegowanemu” do napisania relacji – do gazety i do internetu – z meczu Stali Mielec z Lechią Gdańsk. Musiał czuć się jak torturowany więzień w Bastylii, skoro w ciągu 93 minut gry widzowie obejrzeli jeden (!) strzał w światło bramki. Nosiłem się nawet z zamiarem napisania e-maila do Naczelnego, by dał recenzentowi premię za pracę w szkodliwych warunkach. Nie widziałem tego meczu (Bogu dzięki!), ale nadłożyłbym wiele kilometrów, by ominąć przybytek, w którym wyświetlano by jego retransmisję.

Nie wiem, czy trener Widzewa Janusz Niedźwiedź ma traumę, czy spływa to po nim jak po kaczce, ale trudno przejść obojętnie obok serii pięciu porażek z rzędu na własnym boisku. Prawda?


Na zdjęciu: Lech Poznań pewnie czuł się na boisku rywala w Częstochowie.

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus


Pamiętajcie – jesteśmy dla Was w kioskach, marketach, na stacjach benzynowych, ale możecie też wykupić nas w formie elektronicznej. Szukajcie na www.ekiosk.pl i http://egazety.pl.