Ligowiec. Lisy w kurniku

Ostatnimi czasy furorę w ekstraklasie robi Radomiak. Jego gra powinna się podobać bezstronnym obserwatorom, jednak największe wrażenie robią wyniki, jakie beniaminek do tej pory osiągnął.


Zespół z Mazowsza rozstawia rywali po kątach, wygrana z liderem była jego szóstym zwycięstwem z rzędu! Zespół trenera Banasika depcze po piętach ligowym tuzom i jeżeli pokona w zaległym meczu Piasta Gliwice, wskoczy na najniższy stopień podium.

Przykuwające uwagę wyniki Radomiaka byłyby mało prawdopodobne, gdyby nie świetna dyspozycja – również strzelecka – Karola Angielskiego. Ten 25-letni obecnie napastnik przygodę z ekstraklasą rozpoczynał jako zawodnik Korony Kielce, potem próbował przebić się w Śląsku Wrocław, Piaście Gliwice i Wiśle Płock.

Z mizernym efektem. Odżył dopiero po przeprowadzce do Radomiaka, w tym sezonie sprawia wrażenie, że w każdym meczu wychodzi na boisko z pełnym magazynkiem, czyli jest uzbrojony po zęby.

W tym sezonie w 17. meczach strzelił 8 goli, czyli o połowę więcej niż we wcześniejszych 69 potyczkach ligowych. To nie przypadek, że jest najbardziej bramkostrzelnym polskim napastnikiem.

Nie sposób zbyć milczeniem drugiego wyjazdowego zwycięstwa z rzędu Górnika Łęczna. Wygraną pod Wawelem z „Pasami” załatwił beniaminkowi Bartosz Śpiączka, który ma na koncie tyle samo trafień co Angielski. Po raz kolejny udowodnił, że powiedzenie „wpuść lisa do kurnika, będziesz jadł rosół” jest prawdziwe.

Z tego meczu – oprócz goli Śpiączki – zapamiętam również „wiatrak”, jaki obrońcy Górnika Kryspinowi Szcześniakowi zafundował Sergiu Hanca. Rumun w jednej akcji ośmieszył go trzy razy i mam podejrzenie, że piłkarz gości wkrętów do swoich butów szukał jeszcze długo po meczu.

Przegrać z Wisłą Płock na jej boisku to nie wstyd, wszak „Nafciarze” u siebie w 9 meczach odnieśli aż siedem zwycięstw i pozwolili zremisować tylko Rakowowi i Bruk-Betowi. Ale rozpaczliwy styl, jaki zaprezentował tam obrońca mistrzowskiego tytułu, musi budzić przerażenie, nie tylko u sympatyków drużyny z Łazienkowskiej. Przegrany mecz w Płocku był siódmą (!) wyjazdową porażką z rzędu! Nie dziwię się zatem, że wielu kibiców używa teraz sobie do woli, bo nic przecież nas nie cieszy tak, jak nieszczęście sąsiada(ów).

Nie dziwię się też, że złośliwcy nazywają teraz ekipę z Łazienkowskiej Legia KELNER Warszawa. Po ostatnim meczu trener legionistów Marek Gołębiewski wyglądał jak dowódca japońskiego oddziału jenieckiego utyskujący, że więźniowie nie dość nisko się kłaniają.

I powinien spalić się ze wstydu, bo 12 porażek w 16. spotkaniach to „osiągnięcie”, które nie przystoi nawet mniej utytułowanym zespołom niż Legia.

Nie do śmiechu jest również tym, którzy trzymają kciuki za krakowską Wisłę. W czterech ostatnich kolejkach „Biała gwiazda” poniosła trzy porażki i szczęśliwie zremisowała w Grodzisku Wielkopolskim z Wartą Poznań. Bohater tamtego spotkania Michal Frydrych teraz pomógł Zagłębiu Lubin w odniesieniu zwycięstwa, „łapiąc” czerwoną kartkę już w 23 minucie gry. Na strzelca decydującego gola, Patryka Szysza, wiślacy patrzyli takim wzrokiem, jakim konający pies spogląda na swojego pana, który go właśnie śmiertelnie postrzelił.


Fot. Adam Starszyński/PressFocus