Ligowiec. Małe, ale cieszy

W minionej kolejce w beczce zwanej PKO Ekstraklasą więcej było dziegciu niż miodu.


Niestety, nic na to nie poradzimy, więc musimy cieszyć się z małych rzeczy. Na przykład z przełamania serii porażek przez Zagłębie Lubin. Zespół trenera Martina Szeveli w poprzednich trzech kolejkach stracił aż dziewięć bramek, a jedyną rekompensatą był gol strzelony przez Patryka Szysza w potyczce z gdańską Lechią. W niedzielę „miedziowi” wykaraskali się z kłopotów w meczu z Podbeskidziem dzięki znakomicie egzekwowanym rzutom rożnym. Do perfekcji w tym elemencie Zagłębiu jeszcze daleko, ale jak widać, jest to skuteczna broń w walce z ligowymi średniakami i outsiderami.

Parę ciepłych słów wypada skierować pod adresem Jagiellonii, która pokonała Cracovię… siłą woli. „W naszej grze było jeszcze dużo mankamentów, ale muszę złożyć chłopakom gratulacje za zaangażowanie i determinację” – przyznał szczerze szkoleniowiec „Jagi”, Rafał Grzyb. Dodajmy jeszcze tylko, że we wcześniejszych trzech spotkaniach na własnym boisku drużyna z Białegostoku poniosła same porażki i nie strzeliła w nich ani jednego gola!

Nie wypada zbyć milczeniem decyzji włodarzy mieleckiej Stali, którzy „sprzedali” potężnego kopniaka trenerowi Leszkowi Ojrzyńskiemu i pogonili go z klubu. Szkoleniowiec nie ukrywał swojego rozgoryczenia postawą zwierzchników: „Nie przerażała mnie walka o utrzymanie, ale najwyraźniej przeraziła kogoś innego”. Szefowie tego klubu to zaiste dziwni ludzie. Po awansie do ekstraklasy nie przedłużyli umowy z Dariuszem Marcem, potem wyrzucili Dariusza Skrzypczaka, teraz pokazali drzwi Leszkowi Ojrzyńskiemu. Mam nieodparte wrażenie, że są to osobnicy o ponurej twarzy, przypominający cierpiącego na niestrawność spaniela.

A wydawało się, że na finiszu rozgrywek najszybciej pożegna się z posadą trener Wisły Płock, Radosław Sobolewski. Owszem, stracił ją, ale dopiero… trzy godziny po Ojrzyńskim. Drużyna „Nafciarzy” w tej chwili przypomina biblijnego Dawida, który idąc na spotkanie z Goliatem w ostatniej chwili zorientował się, że zapomniał zabrać ze sobą procy (dwa punkty w siedmiu ostatnich meczach).


Czytaj jeszcze: Kontrowersja kolejki. Nie ta koszulka

W podłym nastroju muszą być piłkarze Podbeskidzia, którym w bieżących rozgrywkach jeszcze ani razu nie udało się przywieźć kompletu punktów z obcego boiska. Zaledwie trzy remisy w 12. meczach mówią same za siebie i dla neutralnych obserwatorów porażki „górali” na wyjazdach są chlebem tak powszednim, że nie zasługują nawet na drgnienie powieki. Wydawało się, że przełom nastąpi w Lubinie, bo bielszczanie zaczęli przyzwoicie, ale skończyli jak zawsze, czyli z pustymi rękami. Gdyby wzrok trenera Roberta Kasperczyka mógł okaleczać, zapewne kilku jego piłkarzy po meczu z Zagłębiem jeździłoby na wózku inwalidzkim.

Nie popisał się weteran boisk, Waldemar Sobota. Doświadczony pomocnik Śląska Wrocław nie pozwolił, by Lechii Gdańsk w stolicy Dolnego Śląska nie stała się krzywda. Asysta przy golu gości palce lizać, ale… Jak zareaguje na tę gafę trener Jacek Magiera?


Fot. Rafal Oleksiewicz / PressFocus