Ligowiec. Mistrz jest nagi

To smutne, lecz niestety prawdziwe – sezon 2022/2023 jeszcze na dobre się nie rozkręcił, a mistrz Polski już stał się pośmiewiskiem.


Nie chodzi mi tylko o blamaż w meczu ligowym ze Stalą Mielec, lecz o całokształt okresu startowego. W czterech „przymiarkach” Lech Poznań odniósł jedno zwycięstwo i trzykrotnie schodził z boiska pokonany. Co gorsza, porażający jest bilans bramkowy: 2:10! Czy to nie wystarczający powód, by padły propozycje „przechrzczenia” go z Kolejowego Klubu Piłkarskiego na Komediowy Klub Piłkarski albo Komiczny Klub Piłkarski?

Jedno jest pewne, w tej chwili urzędujący mistrz Polski jest goły jak święty turecki. Ironia losu polega na tym, że do ostatniego blamażu na własnym boisku w meczu ligowym ze Stalą Mielec cegłę pokaźnych rozmiarów dołożył bramkarz Bartosz Mrozek, który jest wypożyczony do drużyny trenera Adama Majewskiego z… „Kolejorza”!

„Czerwoną latarnią” ligowej tabeli po I kolejce został inny uczestnik europejskich pucharów, Lechia Gdańsk. Drużyna z Trójmiasta przegrała z kretesem w Płocku i gdyby nie kilka skutecznych interwencji bramkarza Duszana Kuciaka, strzał w poprzeczkę Mateusza Szwocha, nieuznany gol Łukasza Sekulskiego, zostałaby dosłownie zmiażdżona przez „Nafciarzy”. Absencja w składzie Łukasza Zwolińskiego nie jest żadnym argumentem, by biało-zielonym udzielić bezkrytycznie rozgrzeszenia. Widocznie podopieczni trenera Tomasza Kaczmarka zapomnieli, że jeżeli wchodzi się do ringu, należy spodziewać się ciosów.

Ostrzyłem sobie zęby na derby Dolnego Śląska, ale od oglądania popisów piłkarzy Zagłębia Lubin i Śląska Wrocław (w większości przypadków) aż bolały zęby. Po prostu piątkowy mecz w Lubinie był równie ekscytujący, co przyglądanie się człowiekowi pchającemu taczki. W tym momencie przypomniały mi się słowa trenera Oresta Lenczyka (też kiedyś był trenerem Śląska), który podczas treningu piłkarzy Pogoni Szczecin powiedział do jednego z zawodników, który skiksował: „Andrzej, wierzę, że ci zeszło”. Ja też wierzę, że teraz piłkarzom obu zespołów też „zeszło”.

Wywołani wcześniej do tablicy piłkarze Wisły Płock, nie tylko ze względu na zaanektowanie fotelu lidera, zasłużyli na słowa pochwały. Mam nadzieję, że z tego powodu nie przewróci im się w głowach, bo jak mawia mój serdeczny przyjaciel, trener Bogusław „Bobo” Kaczmarek, raz jesteś rzeźnikiem, a innym razem baranem. Kontekstu tej sentencji chyba nie muszę nikomu związanemu z futbolem tłumaczyć. Żeby jednak nie było zbyt kolorowo, w ekipie trenera Pavola Stano znalazła się jedna „czarna owca”. Był nią 24-letni Kristian Vallo. Nie, żeby pełnił w zespole rolę piątej kolumny, ale jakim cudem w 66 minucie nie potrafił skierować futbolówki z 4 metrów do pustej bramki, pozostanie jego słodką tajemnicą.

Przywykłem już do tego, że pomocnik Pogoni Szczecin Wahan Biczachczjan strzela ważne i efektowne bramki. Wszystkie zdobył wchodząc na boisko z ławki rezerwowych. Nie inaczej było w niedzielę, w potyczce z Widzewem Łódź. 23-letni Ormianin najpierw zrobił „wiatrak” Juliuszowi Letniowskiemu, a potem z zegarmistrzowską precyzją umieścił piłkę w bramce rywali.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus