Ligowiec. Namiastka Messiego

Największe wrażenie w minionej kolejce zrobiły na mnie nie rozmiary zwycięstw Wisły Płock, czy Pogoni Szczecin, lecz akcja, po której Yaw Yeboah strzelił drugiego gola dla Wisły Kraków w meczu z Górnikiem Łęczna.


Seria jego zwodów i dryblingów była naprawdę imponująca, takiego „tańca” nie powstydziłby się nawet Leo Messi. Ośmieszeni przez piłkarza z Ghany obrońcy na pewno nie piali z zachwytu oglądając powtórki, ręce też nie składały im się do oklasków. Przypuszczam, a moje przypuszczenie graniczy z pewnością, że gdyby wzrok piłkarzy z Łęcznej mógł okaleczać, Yeboah jeździłby dzisiaj na wózku inwalidzkim.

Trzymając się tej samej „linii programowej” koniecznie trzeba wyróżnić gola, którego zapisał na swoje konto napastnik wrocławskiego Śląska Fabian Piasecki w meczu z Piastem Gliwice. To dopiero jego pierwszy gol w bieżących rozgrywkach ligowych, ale na pewno na długo zapadnie w pamięć nie tylko kibiców drużyny z Oporowskiej.

Dla takich bramek warto fatygować się na trybuny stadionów i nie opuszczać ich przed końcowym gwizdkiem sędziego. Gdyby „Piasek” i Yeboah byli pobożnymi chrześcijanami, z pewnością zapłakaliby nad losem swoich przeciwników.

Bez wielkiego rozgłosu mknie do przodu poznańska lokomotywa. Ktoś może psioczyć, że mecze prawdy dopiero przed Maciejem Skorżą i jego zespołem, ale warto zauważyć, że na własnym boisku w trzech potyczkach „Kolejorz” jeszcze nie stracił gola. A przecież w Lechii, Cracovii, a nawet Radomiaku są zawodnicy, którym sztuka zdobywania bramek nie jest obca. Sam jestem ciekaw, kto pierwszy zepchnie ze zwycięskiego szlaku ekipę z Bułgarskiej. Może już w najbliższej kolejce Pogoń, do której dołączył Kamil Grosicki? Wprawdzie „portowcy” są typową drużyną własnego boiska (trzy zwycięstwa w trzech podejściach), ale zapewne zechcą poprawić bilans meczów na wyjeździe. Chyba nie zamierzają czekać do końca rundy na pierwsze zwycięstwo na obcym boisku.

Kibiców Górnika Łęczna od oglądania meczów ich pupilów miały prawo już rozboleć zęby. Obrońcy beniaminka na razie przyciągają kłopoty jak piorunochron gromy. W sobotę piłkarze „Białej gwiazdy” zapewnili im na murawie taką rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka.

Po ludzku żal mi jest zwłaszcza Bartosza Rymaniaka. Nie dziwi, że w poprzednim sezonie trener Piasta Waldemar Fornalik wpuścił go na boisko tylko 13 razy, a klub nie zaoferował mu nowego kontraktu. k kilku meczach rywale tak „kręcili” doświadczonym obrońcą, że musiał czuć się jak na karuzeli. Bardziej złośliwi obserwatorzy i komentatorzy zastanawiali się, jak długo po meczu z Wisłą Kraków szukał swoich korków w trawie.

Po meczu w Płocku szkoleniowiec Zagłębia Lubin Dariusz Żuraw miał powody do wściekłości. Jego drużyna została bowiem na boisku dosłownie zmasakrowana i do tego bez znieczulenia. Jeden rzut oka na twarz szkoleniowca po końcowym gwizdku sędziego zapewne odstraszyłby każdego agenta ubezpieczeniowego, który chciałby mu sprzedać polisę na życie.

Trener Stali Mielec Adam Majewski po I połowie meczu w Szczecinie miał prawo przypuszczać, że jego drużyna nie wróci do domu z pustymi rękami. Po zakończeniu spektaklu zęby zapewne klekotały mu niczym kastaniety.


Fot. wisla.krakow.pl/Bartek Ziółkowski