Ligowiec. Niestety, wszyscy przegraliśmy z kibolstwem

O skandalozie nie ma już właściwie sensu pisać, skoro Nenad Bjelica nie doczekał – na swoje szczęście – barbarzyńskich scen przy Bułgarskiej. Z chuligaństwem, a właściwie to z bandyterką na trybunach, nie poradziły sobie PZPN i Ekstraklasa, ale bezradna okazała się także policja. Tak naprawdę w nieformalnym starciu państwo polskie kontra kibolstwo jest niestety 0:1. Czy ktoś coś z tym zechce zrobić w wakacje? Szczerze wątpię, choć groźna choroba znów zaczęła wyniszczać nasz futbol.

Jakby tego było mało, poziom sportowy rozgrywek sięgnął dna. Najlepsza wśród słabeuszy okazała się ponownie Legia, która jednak ma więcej problemów niż powodów do radości. Eksperyment z Romeo Jozakiem nie wypalił, piłkarze hurtowo sprowadzeni zimą też sprawdzili się tyle o ile. Nawet jednak w takich okolicznościach stołeczny zespół wywalczył dublet… Cóż, Dariusza Mioduskiego czekają kolejne porządki, inwestycje i poszukiwanie normalności. Czasu na przyjmowanie – zasłużonych skądinąd – gratulacji właściwie nie ma, roboty przed startem w kwalifikacjach Champions League jest bowiem tyle, że należało zacząć już wczoraj wieczorem.

Na kiepskim ligowym tle wyróżnił się beniaminek z Zabrza, który wykorzystując młodzieńczą werwę nawiązał do pięknych tradycji. Górnik zasłużył na reprezentowanie Lotto Ekstraklasy w Europie, zaś szlifujący młode talenty Marcin Brosz – na tytuł Trenera Sezonu. Tyle że przed KSG także trudne lato, wiadomo już bowiem, że w przyszłym sezonie przy Roosevelta zabraknie kilku bohaterów ostatnich miesięcy. Klimat jest dobry, ale gruntowna przebudowa zespołu – nieunikniona.

Jeśli mam być szczery, to z ostatniej kolejki najbardziej chciałbym zapamiętać sposób, w jaki Piast zapewnił sobie utrzymanie w ekstraklasie – lekki, łatwy i przyjemny dla oka. Mecz z Bruk-Betem trener Waldemar Fornalik taktycznie rozegrał po mistrzowsku, nie pomylił się też w obsadzie żadnej pozycji. Jakub Czerwiński i Tomasz Jodłowiec doświadczyli – będąc zawodnikami Legii – wielkiej presji i od pierwszego gwizdka widać było, iż są oswojeni z podwyższonym stresem. Świetnie do tego duetu dopasował się Sasa Żivec, zaś to, co zrobił Martin Bukata strzelając bramkę prześlicznej urody w momencie, kiedy jego zespół najbardziej tego potrzebował, to była najsmakowitsza wisienka na torcie!

 Zatem – sprawiedliwości, jeśli idzie o wyłonienie drugiego spadkowicza, stało się zadość. Trudno jednak oprzeć się także innej refleksji; otóż piłkarze Fornalika naprawili – na dodatek dopiero rzutem na taśmę – to, co zepsuli tak zwani kibice. Prawda jest bowiem taka, że gdyby doszło do degradacji Piasta, głównym winowajcą byliby nieodpowiedzialni gamonie, którzy przebrali się w meczu z Górnikiem w klubowe szaliki i udawali fanów zespołu z Gliwic…