Ligowiec. Nocny koszmar z Częstochowy

Do tej pory szczecińska Pogoń była postrzegana jako bardzo „oszczędny” zespół. Jej znakiem rozpoznawczym była znikoma liczba traconych goli oraz wstrzemięźliwość przy strzelaniu bramek.


W tym sezonie „portowcy” jednak zmienili swoje oblicze i łączą przyjemne z pożytecznym. To znaczy nie ograniczają się do strzelenia jednej-dwóch bramek, a dzięki „radosnej twórczości” inkasują punkty aż miło i dają mnóstwo radości swoim sympatykom. Po prostu na grę „Dumy Pomorza” na wskroś ofensywną, pełną polotu i bez chłodnej kalkulacji chce się patrzeć.

Po dotkliwej porażce w Szczecinie trener Lechii Gdańsk Tomasz Kaczmarek przyznał, że zwycięstwo rywali było zasłużone, ale za wysokie. Nie zgadzam się ze szkoleniowcem, który do Trójmiasta trafił z… Pogoni. Dopóki jego zespół nie będzie grał w najsilniejszym składzie, tylko z Mateuszem Żukowskim na prawej obronie, jego szanse na sukcesy drastycznie zmaleją. W poprzedniej kolejce wychowanek Pogoni Lębork pozwolił wstać z kolan Stali Mielec i z tego powodu jego drużyna zaksięgowała tylko jeden punkt zamiast trzech. Natomiast w potyczce z Pogonią Kamil Grosicki robił mu taki wiatrak, że młody obrońca Lechii chyba zapomniał numeru swojego kodu pocztowego.

Raków Częstochowa potrzebował awarii oświetlenia, by rozłożyć na czynniki pierwsze piłkarzy Zagłębia Lubin. Ivi Lopez i jego kumple z drużyny mogą teraz z czystym sumieniem przypiąć sobie etykietkę „nocny koszmar”, chociaż nie wszyscy przeciwnicy muszą się tego wystraszyć. Rozmiary zwycięstwa wicemistrza Polski z „miedziowymi” z jednej strony są zaskakujące, ale z drugiej nie powinny dziwić.

W ostatnim czasie piłkarze z Lubina przypominają bowiem mającego kłopoty z pamięcią arystokratę, który nie potrafi przypomnieć sobie imienia własnego psa. No chyba, że wierny lokaj mu podpowie. Dowodzi tego ich seria bez wygranej. Zagłębie po raz ostatni zainkasowało komplet punktów pod koniec września, a w kolejnych siedmiu potyczkach zaksięgowało tylko dwa „oczka”. Po meczu pod Jasną Górą trener Dariusz Żuraw nie potrafił wytłumaczyć bezradności swoich zawodników i przypominał faceta otrutego grzybami.

Drugie zwycięstwo z rzędu zapisali na swoim koncie piłkarze Górnika Zabrze. Dobra passa zbiegła się w czasie z „odblokowaniem” Lukasa Podolskiego, który wreszcie zaczął strzelać bramki. Wcześniejsza krytyka spływała po „Poldim” niczym letni deszczyk, teraz chyba były reprezentant Niemiec zamknął usta wszystkim swoim adwersarzom. Wyrównujący gol w Łęcznej był naprawdę wyjątkowej urody.

Nie wiem czy i jaką karę nałoży trener Mariusz Lewandowski na swoich piłkarzy, ale powinien coś z tym fantem zrobić, bo jego zespół w Gliwicach przegrał na własne życzenie. Beniaminek z Niecieczy miał na widelcu Piasta, ale koncertowo spartaczył robotę. Zmarnowanie rzutu karnego i sytuacji sam na sam przy wyniku 1:0 kosztowało bardzo drogo. Jeżeli „Słoniki” tak nonszalancko będą traciły punkty, nie wróżę im dobiegnięcia do mety na bezpiecznym miejscu.

Nie wiem, czy zespół z Niecieczy w nieudolności nie przebiła przypadkiem mielecka Stal. Powiem krótko – ekipa trenera Adama Majewskiego przegrała mecz (ze Śląskiem), który sztuką było przegrać.


Fot. Tomasz Fołta/PressFocus