Ligowiec. Odcienie amnezji

Trudno uciec od meczu na szczycie, w którym Legia Warszawa odesłała lidera do kąta. W spotkaniu na Łazienkowskiej nie brakowało kontrowersji, pokrzywdzony czuł się zwłaszcza szkoleniowiec gości, Marek Papszun.


Zakwestionował on słuszność decyzji sędziego Piotra Lasyka, który odwołał podyktowany kilka chwil wcześniej rzut karny dla Rakowa. „Nie wiem dlaczego został odwołany rzut karny dla nas. Już chyba nie będę uczestniczył w szkoleniach, bo niedawno pokazywano nam taką sytuację jako rzut karny” – żalił się szkoleniowiec lidera ekstraklasy. Patrząc na arbitra z Bytomia Papszun wyglądał tak, jakby pragnął mieć przy sobie rozpylacz na insekty.

Tonął natomiast w zachwytach nad postawą swojej drużyny trener legionistów, Kosta Runjaić. Jego drużyna rzeczywiście pokazała kawałek dobrego futbolu, ale nie była bezbłędna. Tym niemniej, czy się to komuś podoba, czy nie, wygrana stołecznego zespołu była zasłużona. Obecny wicelider tabeli jest niepokonany od trzynastu kolejek, po raz ostatni legioniści zeszli z boiska pokonani 14 października ubiegłego roku, gdy odesłała ich z kwitkiem Wisła Płock. Teraz wyścig o mistrzowską koronę nabrał rumieńców, bo przewaga Rakowa stopniała do 6 punktów, a do zakończenia rywalizacji pozostało 8 kolejek, czyli 24 „oczka” do zgarnięcia.

Duet Raków – Legia jest już poza zasięgiem rywali, iskierkę nadziei na rozdzielenie przodowników tabeli stracił w niedzielę Lech Poznań, remisując z Pogonią Szczecin. Kluczowym momentem w tym meczu była obrona rzutu karnego przez bramkarza „portowców”, Dantego Stipicę. Chwilę wcześniej chorwackiego golkipera staranował kolega z drużyny, Konstantinos Triantafyllopoulos. Niejako przy okazji Grek dotknął piłkę ręką i sprokurował rzut karny dla „Kolejorza”. Stipica wyczuł jednak intencje Szweda Mikaela Ishaka i odbił futbolówkę. Kulisy tej interwencji zdradził po meczu szkoleniowiec „Dumy Pomorza”, Jens Gustafsson. „Miał problem ze wzrokiem. Widział tylko połowę obrazu” – powiedział szwedzki szkoleniowiec.

Po rundzie jesiennej Korona Kielce była skazywana na pożarcie. Miała na koncie tylko 13 punktów, o jeden więcej niż Miedź Legnica. Teraz obie drużyny dzieli już 11 „oczek”, a seria zespołu Kamila Kuzery pięciu zwycięstw z rzędu na własnym boisku robi wrażenie. Wyczyn „scyzoryków” to tak jak znalezienie czarnego kota w ciemnym pokoju.

Na kanwie meczu Górnika Zabrze z Piastem Gliwice mam poważne wątpliwości, czy powrót trenera Jana Urbana na ławkę 14-krotnego mistrza Polski był dobrym pomysłem. I mówię to w odniesieniu do obu stron. W ciągu tygodnia piłkarze Górnika zapomnieli grać w piłkę (czy futbol to wiersz, który może wylecieć z pamięci?), a jeden (!) celny strzał w ciągu 95 minut (Dani Pacheco) wystawia im jak najgorsze świadectwo. Ich nieporadność była porażająca, a starania o strzelenie gola przypominały próbę napicia się wody z węża strażackiego. Jeżeli podobny „kunszt” zabrzanie zademonstrują w najbliższym spotkaniu z Koroną Kielce, nie zamieniłbym się z Janem Urbanem za całą whisky Irlandii.


Fot. Tomasz Kudala/PressFocus