Ligowiec. Odcienie okrucieństwa

 

Nie docierało do mnie, że „Niebiescy” pozwolili sobie na stratę ponad pół tuzina bramek. Zwłaszcza, że jeszcze w 42 minucie był bezbramkowy remis… Jurek wyjaśnił mi to w kilku „żołnierskich” słowach: – To musiało się tak skończyć, bo jeden z moich kolegów chciał się kiwać z Cruyffem. No to sprawdził go…

Mój kolega przy takich wysokich wynikach zwykł mawiać, że w bramce zmasakrowanej drużyny nie stał bramkarz, tylko wisiał ręcznik. Michał Buchalik na pewno nie był owym przysłowiowym ręcznikiem, ale jego kolegów z defensywy z powodzeniem mogły zastąpić pachołki lub tyczki slalomowe. Bez różnicy, efekt byłby taki sam.

Wyobrażam sobie (albo i nie wyobrażam), w jak podłym nastroju musiał być po końcowym gwizdku sędziego szkoleniowiec Wisły Maciej Stolarczyk. Na ławce wyglądał tak, jakby właśnie przeczytał swój nekrolog. Zapewne minie trochę czasu, nim przetrawi klęskę z Legią i o niej zapomni. Nie będzie to jednak takie proste, skoro ekipa spod Wawelu stała się pośmiewiskiem na całą Polskę.

Kopanie leżącego to żadna przyjemność, ale kilka ciosów powinno spaść na głowy piłkarzy Arki. Jeżeli właściciel klubu z Gdyni, Dominik Midak, oglądał popisy swoich piłkarzy we Wrocławiu, to już powinien zorientować się, że niskie loty zespołu są ich „zasługą”, a nie zdymisjonowanego trenera Jacka Zielińskiego. Wielbłądy Michała Nalepy, czy Marco Vejinovicia, po prostu nie mają prawa przytrafić się piłkarzom ekstraklasowym. I nie wystarczy posypywanie głowy popiołem, albo przyznanie się do błędu i wzięcie na siebie winy. To pomoże Arce tak samo jak umarłemu kadzidło. Zawodnikom z Trójmiasta ewidentnie pomyliły się daty, do Świąt Bożego Narodzenia mamy jeszcze dwa miesiące, czyli jest stanowczo za wcześnie, by rozdawać prezenty. A może paraliżująco wpłynęła na nich zmiana czasu?

Kiedy 13 września br. Wisła Płock odjechała z Lubina z bagażem pięciu goli, napisałem, że był to gwałt ze szczególnym okrucieństwem. Do głowy by mi nie przyszło (był ktoś taki mądry?), że będzie to kopniak, który zadziała na „Nafciarzy” niczym trampolina. Od tamtej pory zespół dowodzony przez Radosława Sobolewskiego odniósł sześć zwycięstw (bilans bramkowy 13:4) i wspiął się na fotel lidera ekstraklasy. Nie będę zgadywał, czy zespół z Płocka zostanie z niego zrzucony po następnej kolejce, czy przez jakiś czas będzie skutecznie odpierał wściekłe ataki konkurentów. Jedno jest pewne – „Sobol”i jego manszaft napsuli mnóstwo krwi zespołom uzurpującym sobie prawo do mistrzowskiego tronu. Przed niespełna dwoma miesiącami przyjąłbym zakład o każdą kasę, że zespół Sobolewskiego ma takie same szanse na grę w europejskich pucharach, jak jednonogi w konkursie stepowania. Teraz już nie jestem tego taki pewien…