Ligowiec. Oskary i Maliny

Wyścig o mistrzostwo Polski de facto jest już rozstrzygnięty, nie ma więc powodów, by się ekscytować rezultatami osiąganymi przez Raków Częstochowa i Legię Warszawa.


W minionej kolejce były natomiast wydarzenia i postaci, na których warto nieco dłużej zawiesić oko. Jednym z takich piłkarzy jest niespełna 26-letni napastnik Leonardo Miramar Rocha. Zimą z Radomiaka do niemieckiego FC Sankt Pauli odszedł najlepszy strzelec zespołu (4 gole), Brazylijczyk Maurides Roque Junior. Szybko znaleziono jego zastępcę, który w polskiej ekstraklasie chyba długo nie zagrzeje miejsca.

Rocha w 13. potyczkach ligowych zdobył 6 bramek, więc poprawił wynik poprzednika. Co ważniejsze, jego trafienia przysporzyły drużynie 8 punktów, więc skórka warta była wyprawki. Poza tym w rundzie wiosennej Radomiak strzelił tylko 8 goli, więc zdobycz Portugalczyka tym bardziej jest godna uwagi. Wprawdzie w meczu ze Śląskiem zszedł z boiska już w 22 minucie, lecz trener Constantin Galca jest przekonany, że to nic groźnego i w następnej potyczce ligowej z Piastem Gliwice jego as atutowy będzie mógł zagrać.

Widmo degradacji odsunął od siebie Górnik Zabrze. W czterech ostatnich spotkaniach drużyna z Roosevelta zaksięgowała aż 10 „oczek” i ma już 7 punktów przewagi nad strefą spadkową. Do utrzymania jeden krok – chciałoby się powiedzieć „korygując” nieco słowa piosenki śpiewanej przed laty przez Andrzeja Dąbrowskiego. Ze statystyk wynikało, że prowadzone przez Jana Urbana zespoły nieźle sobie radzą w konfrontacji z Lechem.

W niedzielę na stadionie przy ulicy Bułgarskiej otrzymaliśmy namacalny dowód, że nie jest to fantastyka. Pozostając przy Janie Urbanie – pamiętam, że kiedy byłem początkującym dziennikarzem w drugiej połowie lat 80-tych, w barwach Górnika Zabrze wychowanek Victorii Jaworzno miał patent na warszawską Legię. Strzelał jej gole jak na zawołanie.

Po zmianie trenera bardzo dobrze radzi sobie Jagiellonia Białystok. Pod wodzą zaledwie 31-letniego Adriana Siemieńca „Żubry” zdobyły 9 punktów w czterech meczach ligowych, co jest naprawdę okazałą zdobyczą. Ostatnia wiktoria z Wartą Poznań miała zapewne szczególny smak dla szkoleniowca „Jagi”, bo przechytrzył w tej konfrontacji swojego przyjaciela, zaledwie o dwa lata starszego Dawida Szulczka.

Były piłkarskie „Oskary”, czas na „Złote Maliny”. Nie mam złudzeń, że coraz większy niepokój panuje w obozie Widzewa Łódź. Podopieczni trenera Janusza Niedźwiedzia, którzy na półmetku rozgrywek PKO BP Ekstraklasy zajmowali w tabeli trzecie miejsce, byli postrzegani jako jeden z bardzo poważnych kandydatów do reprezentowania Polski w europejskich pucharach.

Teraz jednak akcje łodzian lecą na łeb, na szyję, do czego przyczyniła się ich czarna seria. Mianowicie „drużyna z charakterem” nie wygrała żadnego z ostatnich dziewięciu meczów ligowych, zdobywając w nich zaledwie trzy punkty! W sobotę w Lubinie łodzianie przegrali czwarty mecz z rzędu. Nie muszą jednak nerwowo oglądać się za plecy, bo na finiszu rozgrywek nie mają żadnego ligowego tuza za przeciwnika.

Wiele znaków na niebie i ziemi wskazuje, że za niespełna miesiąc z elitą pożegna się Śląsk Wrocław. Nie, żebym źle życzył drużynie z Oporowskiej, ale fakty są nieubłagane. Zielono-biało-czerwoni po raz ostatni zaksięgowali komplet punktów 26 lutego, gdy pokonali na własnym stadionie Lecha Poznań. A potem niemal w każdym kolejnym spotkaniu ligowym (o wstydliwej porażce w Pucharze Polski z II-ligowym KKS-em 1925 Kalisz nawet nie wspominam) oglądaliśmy w ich wykonaniu tortury tępym nożem. Nie zdziwiłbym się, gdyby ich szkoleniowcy wyrywali sobie garściami włosy z głowy, razem z cebulkami. I to nie z powodu niewysłowione radości.

Cały czas zadziwia mnie trener gdańskiej Lechii, David Badia. Naprawdę! Temu facetowi chyba nic i nikt nie jest w stanie zmącić dobrego humoru i entuzjazmu. Po bolesnej lekcji, jakiej udzielił jego drużynie Raków Częstochowa, niespełna 49-letni Hiszpan wypalił: „Wciąż żyjemy!”. Nikt w gdańskim klubie do tej pory nie odważył się pokazać mu tabeli ekstraklasy i uzmysłowić, że do zakończenia rywalizacji pozostały już tylko cztery kolejki? Trener z takim optymizmem i wiarą gotów uwierzyć, że prowadząc Getafe może zdobyć mistrzostwo Hiszpanii.


Na zdjęciu: David Badia, trener Lechii Gdańsk, wciąż wydaje się być niepoprawnym optymistą.

Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus