Ligowiec. „Oszczędny” mistrz

Bardzo żałuję, że w 89 minucie meczu na Łazienkowskiej pomocnik Wisły Płock Radosław Cielemęcki trafił piłką w poprzeczkę bramki Legii.


Nie, nie jestem wrogiem stołecznej jedenastki, ale gdyby 18-latek posłał futbolówkę do siatki, dodałoby to smaczku temu spektaklowi. I to z kilku powodów.

Cielemęcki nie jest wprawdzie wychowankiem aktualnego mistrza Polski (zaczynał w Polonii/Sparcie Świdnica), ale to właśnie jako zawodnik Legii zadebiutował w ekstraklasie i w 2020 roku zdobył z nią mistrzostwo Polski, choć zagrał tylko w dwóch meczach.

Po drugie, w ten sposób zostałby – w pewnym sensie – ukarany minimalizm legionistów i nadmierna asekuracja ich trenera Czesława Michniewicza. Czyżby szkoleniowiec obawiał się rewanżowego meczu z Florą Tallin i dlatego oszczędzał swoich asów? A może najzwyczajniej w świecie zlekceważył „Nafciarzy”, desygnując na boisko właśnie taki, a nie inny skład?

Po trzecie wreszcie, skończyłaby się passa zespołu z Łazienkowskiej bez straconego gola w ekstraklasie. Na razie licznik zatrzymał się na 727 minutach, po raz ostatni bramkarz Legii (Artur Boruc) wyciągał piłkę z siatki 3 kwietnia br. w meczu z Pogonią Szczecin. Do kapitulacji zmusił go pomocnik „portowców” Kamil Drygas, w 83 minucie spotkania. A potem ekipa trenera Michniewicza jechała „na czysto” w ośmiu kolejnych pojedynkach ligowych! Wynik warty uwagi i docenienia, ale jest na nim rysa. Otóż w tych 8 potyczkach Legia strzeliła tylko cztery gole! To już na pewno nie jest powód do dumy i piania z zachwytu.

Przecierałem oczy ze zdumienia, czytając wypowiedź trenera Górnika Łęczna, Kamila Kieresia, po zakończeniu meczu z Cracovią (1:1). 47-letni szkoleniowiec stwierdził bowiem, że „obydwie drużyny stworzyły sporo sytuacji, mogły zdobyć więcej bramek niż jedna”. Pozornie wszystko jest w porządku, problem w tym, że beniaminek oddał na bramkę rywali tylko jeden celny strzał! Łzy wzruszenia spłynęły mi po policzkach…


Fot. Tomasz Jędrzejowski/PressFocus