Ligowiec. Premiera w cieniu epilogu

Wspólną inaugurację zmagań trzech najwyższych klas rozgrywkowych w cień odsunął epilog ciągnącej się przez kwartał telenoweli o przeprowadzce Roberta Lewandowskiego do Barcelony.


Dlatego trudno było nie zacząć tym dzisiejszego wydania naszej gazety i trudno nie odnieść się też w „Ligowcu” do tej wieści, która po prostu ucieszyła. „Lewemu” już przecież znacznie bliżej niż dalej do końca kariery, a informacje o jego kolejnych golach i rekordach bitych w Monachium stały się w naszym futbolowym krajobrazie czymś powszechnym, by nie rzec… nudnym.

Teraz, dzięki pierwszemu w dziejach transferowi Polaka na Camp Nou, przyjmiemy zastrzyk kolejnej porcji dumy i entuzjazmu. Na nowo zdążymy jeszcze poczuć wielkość Pana Roberta i docenić, że przyszło nam żyć w jego erze, a transmisje meczów Barcy na pewno wielu z nas włączy ze znacznie większą ochotą niż w ostatnich czasach te z udziałem Bayernu.

Ochoczo śledziło się też premierowy weekend ligowego sezonu. Znów potwierdziło się, że można prześcigać się w wymyślaniu różnych prześmiewczych haseł, ale z niektórych spraw najlepiej drwi po prostu życie. Któż wymyśliłby taki scenariusz, że mistrz Polski odpada w I rundzie eliminacji Champions League m.in. z powodu błędów nowego ukraińskiego bramkarza, a kilka dni później przegrywa ligowe spotkanie ze znacznie niżej notowanym rywalem, w którego szeregach świetnie broni młody chłopak wypożyczony z… Lecha?

To właśnie stało się w sobotę, gdy „Kolejorza” na deski rzuciła Stal Mielec z Bartoszem Mrozkiem między słupkami. Nie przesądzam, że Artur Rudko to na pewno golkiper słabszy od 22-latka pochodzącego z Katowic, ale ten w swoim debiucie na stadionie przy Bułgarskiej zachował czyste konto i zanotował kilka świetnych interwencji, podczas gdy Ukraińcowi w dwóch poprzednich występach ta sztuka się nie powiodła. Ściągnięcie 30-latka z cypryjskiego Pafos zamiast zaufania swojemu perspektywicznemu zawodnikowi, który trafia w inne ekstraklasowe miejsce: to samo w sobie nie brzmi dobrze.

Na podstawie pierwszej kolejki można zażartować, że poznaniacy przestrzelili z oceną wartości tych dwóch bramkarzy tak drastycznie, jak… pomocnik „Nafciarzy” Kristian Vallo, pudłując wczoraj z 4 metrów na pustą bramkę Lechii Gdańsk. Czekamy na to, co dalej.


Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus