Ligowiec. Ruszyła lawina…

W poprzednim sezonie pracę w ekstraklasie straciło dziesięciu szkoleniowców.


Pierwszy głowę pod topór położył Aleksandar Vuković (Legia), a potem jego tropem podążyli – nie trzymam się kolejności dymisji – Artur Skowronek i Peter Hyballa (obaj Wisła Kraków), Vitezslav Laviczka (Śląsk), Bogdan Zając (Jagiellonia), Dariusz Skrzypczak i Leszek Ojrzyński (obaj Stal Mielec), Dariusz Żuraw (Lech), Radosław Sobolewski (Wisła Płock) i Krzysztof Brede (Podbeskidzie).

W bieżących rozgrywkach pierwszy poszedł na „odstrzał” Piotr Stokowiec, który trzymał stery Lechii Gdańsk grubo ponad trzy lata (został zatrudniony 3 marca 2018 roku). Żeby było ciekawiej, do rozstania z pracodawcą nie doszło po przegranym meczu. Fakt, że rozwód nastąpił za porozumieniem stron, nie ma najmniejszego znaczenia, bo wszyscy zdajemy sobie sprawę, że 49-letni szkoleniowiec po prostu otrzymał „propozycję nie do odrzucenia”.

„Pretekstem” do pozbycia się Stokowca był remis gdańszczan na własnym boisku z Radomiakiem, czyli ligowym beniaminkiem. Stan wrzenia wywołał fakt, że Lechia prowadziła do przerwy 2:0 i wydawało się, że zdobycie przez nią trzech punktów będzie małym piwem przed śniadaniem. Po meczu Piotr Stokowiec był bardzo rozgoryczony, lecz raczej nie przeczuwał najgorszego. – Chyba trener Alex Ferguson mawiał w takich sytuacjach, w dowolnym tłumaczeniu, „futbol, cholera jasna” – powiedział na konferencji prasowej. – Dzisiaj to my o tym się przekonaliśmy. Jestem rozczarowany wynikiem, bo w większości fragmentów prezentowaliśmy się dobrze. Jestem zły, ale nie chcę specjalnie się użalać, bo celem Lechii jest gra w czubie tabeli i pomimo pewnej gorzkiej pigułki do przełknięcia, nadal w nim jesteśmy.

Jest pewne jak amen w pacierzu, że Stokowiec nie będzie jedyną „ofiarą” w tych rozgrywkach. On tylko poruszył lawinę, która wcześniej, czy później pociągnie za sobą kolejnych delikwentów. I nieważne, że będą mieli tak niewinny wygląd, że nawet anioł zostałby przy nich uznany za notorycznego przestępcę.


Na zdjęciu: Piotr Stokowiec zapewne nie przewidywał, że mecz z Radomiakiem będzie jego ostatnim jako trenera Lechii.

Fot. Marcin Gadomski/PressFocus