Ligowiec. Spotkanie z rekinem młotem

Niekwestionowanym bohaterem meczu na szczycie Lechia – Raków był pomocnik gospodarzy, Ilkay Durmus. To pewniak w talii najpierw Piotra Stokowca, a teraz Tomasza Kaczmarka.


27-letni Turek z niemieckim paszportem zagrał we wszystkich 17 meczach ligowych „biało-zielonych”, z tego 16 w podstawowym składzie. Tylko w meczu z Pogonią wszedł na boisko z ławki rezerwowych, bo w tygodniu chorował.

W meczu z wicemistrzem Polski Durmus był dla obrońców przeciwnika miły niczym rekin młot. Dwukrotnie wpisał się na listę zdobywców bramek, ale wyjątkowej urody było jego drugie trafienie. Pomocnik Lechii huknął lewą nogą tak, że bramkarz Rakowa Vladan Kovaczević myślał, że go dźwigają na… weselu. To była niesamowita „bomba”, po której futbolówka wylądowała w „widłach”. Zresztą piękne gole to znak rozpoznawczy Durmusa. Wcześniej zdobył gola z Wisłą Kraków po finezyjnym uderzeniu z rzutu wolnego, potem w pojedynku ze Stalą Mielec popisał się niesamowitym „spadającym liściem”, z którego przed laty słynął Brazylijczyk Zico. Tylko pierwszy gol z Rakowem, strzelony głową, był „brzydki”.

Nie ma litości dla rywali szczecińska Pogoń. „Duma Pomorza” w sześciu ostatnich kolejkach odniosła pięć zwycięstw i tylko z Rakowem podzieliła się punktami. Zdobyła w nich 16 goli, tracąc tylko cztery. „Portowcy”

przypominają nienasyconego pająka, który muchom (czyli swoim przeciwnikom) oferuje nocleg w swojej sieci. Może i wygodny, ale zawsze kończący się konsumpcją ofiary. Nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że

podopiecznym trenera Kosty Runjaicia zwycięstwa weszły w krew do tego stopnia, że nie zasługują już nawet na drgnienie powieki.

Coraz odważniej poczyna sobie zabrzański Górnik, a seria trzech zwycięstw 14-krotnego mistrza Polski zbiegła się w czasie z odblokowaniem Lukasa Podolskiego. W każdym z trzech ostatnich spotkań (z Legią, Górnikiem Łęczna i Śląskiem Wrocław) pomocnik Górnika doprowadzał do rozpaczy bramkarzy rywali, a gole zdobyte w dwóch ostatnich spotkaniach były naprawdę przedniej marki. Po takich uderzeniach bramkarze mogli tylko odprowadzić piłkę wzrokiem, a koledzy z drużyny bić brawo.

Nie może zostać niezauważone pierwsze zwycięstwo na wyjeździe Górnika Łęczna. Może i trochę szczęśliwe, ale z faktami nie sposób dyskutować. I nie ma znaczenia, że beniaminkowi pomocną dłoń podawali w kluczowych momentach rywale. Przy okazji mogliśmy się przekonać, ile traci w ofensywie Jagiellonia, gdy w jej składzie brakuje Jesusa Imaza.

A skoro o zespole z Białegostoku mowa – bramkarz Xavier Dziekoński powinien spalić się ze wstydu za „numer”, który wywinął w sytuacji poprzedzającej zdobycie drugiego gola przez drużynę z Łęcznej. Nie zdziwiłbym się, gdyby koledzy za to chcieli mu natrzeć uszu. Ale nawet taka kara nie zrekompensuje poniesionej straty. W tej sytuacji Damian Gąska zafundował bramkarzowi „Jagi” tyle uciechy, co wizyta komornika.

Po meczu w Gdańsku na pielgrzymkę do klasztoru na Jasnej Górze powinni udać się stoperzy Rakowa, Andrzej Niewulis i Tomasz Petraszek. I nie pomogą żadne tłumaczenia i wykręty, ułaskawienie nie wchodzi w rachubę.


Fot. Piotr Matusewicz/PressFocus