Ligowiec. Szczyt czy przełęcz?

Chyba zbyt krótki czas minął od mundialu, byśmy zdążyli się za nią, za kolejną dawką futbolu stęsknić. Piękne stadiony, loże klasy biznes i supervip, transmisje w 4K. Tylko co z tego, skoro potem ściągasz pokrywkę z garnka i okazuje się, że w środku nie ma zupy?

Klubowa weryfikacja międzynarodowa następuje coraz szybciej. Kiedyś celem mógł być awans do fazy grupowej, teraz z celu coraz bardziej przeinacza się w marzenie, jakąś utopię. Problemem jest już nawet przebrnięcie przez pierwszą rundę. Naprawdę, można łapać się za głowę, w jaką stronę to idzie. Wczoraj akurat Lech zaprzeczał powiedzeniu Michała Probierza o tym, że dla polskich zespołów awans do eliminacji Ligi Europy to jak pocałunek śmierci, ale odechciewa się nawet o tym dyskutować, mając w pamięci czwartkowe męczarnie z armeńskim Gandza… A, nawet nie pamiętam tej nazwy.

Dlatego – trochę populistycznie – niezmienne brawa dla Marcina Brosza za wczorajszy skład Górnika o średniej wieku nieznacznie przekraczającej 20 lat. Jak widać, jakości na boisku wcale nie tyle mniej, co przy dziesiątkach zagranicznych „wzmocnień”, a szeroko pojęty pożytek znacznie większy. Dla wszystkich.
***
Dobra, dość marudzenia, skoro dzisiaj takie wydarzenie. Po ponad 10 latach ekstraklasa wraca na Stadion Ludowy. I to jest coś! Pamiętamy, jak tuż po relegacji z elity Zagłębie miało szybko awansować do pierwszej ligi, a skończyło się lecącą na łeb i szyję frekwencją oraz barażami o utrzymanie z Polonią Świdnica (1:1 i 1:0). Pamiętamy szalony projekt Leszka Ojrzyńskiego i Radosława Ogieli, który nie tylko nie dał awansu, ale też wpędził finalnie klub w tarapaty.

Pamiętamy prezesów i trenerów, zmieniających się jak na karuzeli. I kibiców, którzy odwrócili się od klubu, zakładając własny. To była bodajże jesień 2011, Zagłębie 1906 Sosnowiec zgłoszono do B-klasy, mecze organizowano na stadionie Górnika na Zagórzu, emocjonowano się derbami z Koroną Rokitno Szlacheckie. Pamiętamy szybki (nastąpił już po kilku miesiącach) powrót na trybuny Ludowego i emocjonującą, zakończoną sukcesem w ostatniej kolejce walkę o utrzymanie drugoligowego  Zagłębia, do czego rękę przyłożył nieodżałowany Jerzy Wyrobek.

Pamiętamy, jak z przyczyn oszczędnościowych wyłączona z użytku była trybuna odkryta. Z trzeciego poziomu rozgrywkowego wydostano się znacznie później. Trwało to siedem sezonów. Prezes Marcin Jaroszewski uśmiechał się wtedy, że stoi na pięknej przełęczy. Sporo już za nim, ale szczyt hen daleko. To było ponad trzy lata temu. Niech teraz, przy okazji meczu z Piastem Gliwice, nie obraca się za siebie. Tyle przeżyć, że może zakręcić się w głowie, a ją w Sosnowcu zawsze nosi się wysoko. Szczyt? Gdzie tam. Może to tylko kolejna przełęcz…