Ligowiec. Talia samych asów

W potyczkach ligowych drużyna trenera Marka Papszuna potrafi wychodzić z opresji obronną ręką. W Gliwicach rozłożyła przeciwnika na łopatki w ciągu 5 minut i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją stronę.


Kiedy Patryk Lipski nie wykorzystał rzutu karnego dla Piasta, riposta zespołu spod Jasnej Góry była błyskawiczna, ponieważ jeszcze w tej samej minucie doprowadził do wyrównania.

W niedzielnym pojedynku z „Białą gwiazdą” trwało to trochę dłużej, bo 18 minut. Rakowowi możemy jednak udzielić rozgrzeszenia za jego „opieszałość”, bo oba gole strzelił grając w dziesiątkę! Wychodzi zatem na to, że wicemistrzowi Polski jest obojętne, czy gra w pełnym zestawieniu, czy musi sobie radzić w osłabieniu. Nie chciałbym się zagalopować, ale jeżeli taki scenariusz będzie się powtarzał, nie pozostanie mi nic innego, jak przyznać, że Raków dysponuje czymś mocniejszym niż kompletem atutów. To talia złożona z samych asów!

Być może się powtarzam, ale nie potrafię wyjść z podziwu dla dokonań poznańskiej Warty. Trener Piotr Tworek dwoi się i troi, by jego zespół na boisku był miły dla przeciwnika niczym rekin młot. Doświadczył tego boleśnie na własnej skórze (i własnym boisku) beniaminek z Łęcznej. Wrażenie zrobił na pewno instynkt strzelecki 22-letniego Belga, Milana Corryna. Ma on wszelkie zadatki, by zostać lisem pola karnego, który załatwi każdego przeciwnika. Wiadomo, wpuścisz lisa do kurnika, będziesz jadł rosół.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że gdyby Łukasz Zwoliński wykorzystał wszystkie „setki” (z niewykorzystanym rzutem karnym włącznie) w meczu ze Śląskiem, jeszcze przez co najmniej kilka kolejek wszyscy snajperzy oglądaliby jego plecy, zaś Lechia doszlusowałaby w tabeli do grupy liderów. Jego „popisy” były naprawdę irytujące, wyprowadziłyby z równowagi nawet świętego. Od razu skojarzyło mi się to z obrzydliwą kawą, którą kiedyś podano mi w kawiarni. Była to lura, zaparzona chyba na pomyjach i przecedzona przez stare worki po cemencie. Po prostu – nie nadawała się do konsumpcji. I tak samo niestrawny był występ 28-letniego napastnika.

Znamiona skandalu miał występ Cracovii w meczu przeciwko Lechowi Poznań. Brak choćby jednego celnego strzału na bramkę przeciwnika w ciągu 90 minut (z małym okładem) to dyskwalifikacja zawodników zakładających koszulki „Pasów”. Nie mam złudzeń – Jan Tomaszewski poszedłby po bandzie i powiedział, że były to tylko wkłady do koszulek. Już kilkadziesiąt lat temu używał tych soczystych określeń. A mnie, tak po ludzku, jest żal trenera Michała Probierza. Na razie czerwienił się niczym dojrzały pomidor, bo następnym takim „pokazie” podwładnych jabłko Adama zacznie mu pulsować jak w agonii.

Do ekstraklasowego towarzystwa na razie nie pasuje Górnik Łęczna. Przecierałem oczy ze zdumienia, widząc, co wyprawiają obrońcy beniaminka w meczu z Wartą. Do istniejącego bałaganu ze swojej strony dodawali odrobinę… chaosu. Jeżeli nie nastąpi błyskawiczna metamorfoza, co graniczyłoby z cudem, ekipa trenera Kamila Kieresia będzie miała takie same szanse na utrzymanie się w ekstraklasie, jak jednonogi na zwycięstwo w konkursie stepowania.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus