Ligowiec. „Trójpak” w cenie

Hat trick w polskiej ekstraklasie to rzadkość, dlatego wyczyn Marca Guala w meczu z Wisłą Płock tym bardziej warty jest podkreślenia.


W tym sezonie przed Hiszpanem takiej sztuki dokonali napastnik Rakowa Vladislavs Gutkovskis (strzelił cztery gole Wiśle Płock), Sebastian Kowalczyk z Pogoni, grający w Legii Josue i Kamil Wilczek z Piasta. Nie sugeruję, by stawiać im pomniki z brązu, ale „trójpak” Guala może być na miarę utrzymania Jagiellonii w ekstraklasie.

Świadkami największej sensacji w minionej kolejce byli kibice w Grodzisku Wielkopolskim, gdzie Warta Poznań odesłała do narożnika faworyzowaną Legię. Namaszczany na przyszłego trenera Rakowa Dawid Szulczek (to podobno wykluczone, ale jak nauczyło mnie życie, wszystko jest tylko kwestią pieniędzy) utarł nosa bardziej rozpoznawalnemu Koście Runjaiciowi. Po zakończeniu spotkania szkoleniowiec ekipy z Łazienkowskiej wyglądał tak, jakby szukał rozpylacza na insekty. A tak naprawdę powinien wytargać za uszy Yuriego Ribeiro, który w momencie straty gola przez wicelidera zachował się jak junior uczący się dopiero piłkarskiego rzemiosła. Następnym razem Portugalczyk, jeżeli będzie chciał zabłysnąć, powinien posypać się brokatem.

Trudno nie zauważyć znakomitej passy, jaką w rundzie wiosennej prezentuje Piast Gliwice. Drużyna z Okrzei pruje jak niszczyciel po wzburzonym morzu, o czym świadczy 26 punktów zdobytych w 12 potyczkach ligowych. Lepszy bilans (o jedno „oczko”) ma tylko Raków Częstochowa. Wygrana w Łodzi z Widzewem była piątym zwycięstwem z rzędu podopiecznych trenera Aleksandara Vukovicia, gdyby nie remis „po drodze” z Lechem Poznań, byłoby osiem wygranych z rzędu! To dopiero byłby wyczyn.

Kapitalny spektakl zafundowali kibicom piłkarze Pogoni Szczecin i Stali Mielec. Osiem goli plus niewykorzystany rzut karny Macieja Domańskiego (trafił w słupek), to świadczy o tym, że emocje w Szczecinie sięgały zenitu. Niewiele brakowało, by Stal zniwelowała trzybramkowe manko, ale Szwed Pontus Almqvist rozwiał nadzieje mielczan na remis. Po końcowym gwizdku sędziego trener Stali Kamil Kiereś przyznał, że ma mieszane uczucia, ale – chcąc nie chcąc – musiał przełknąć gorycz porażki.

Nie ukrywam, że nieustannie zadziwia mnie trener Lechii Gdańsk David Badia. Pod jego wodzą biało-zieloni w czterech meczach zdobyli raptem jeden punkt i strzelili jednego gola, a facet wciąż tryska humorem. Czyżby ów uśmiech ktoś przybił mu do twarzy gwoździkami? Po porażce z Cracovią urodzony w Barcelonie szkoleniowiec powiedział: „Na początku meczu miałem dobre wrażenia, ale, niestety, straciliśmy szybko gola. Chwilę później jeden z zawodników doznał kontuzji i musieliśmy zmienić swój plan na mecz. W II połowie zmieniliśmy taktykę, chcieliśmy grać bardziej ofensywnie, ale traciliśmy piłki. Pomimo tego co się stało, najważniejsze będzie wykrzesanie z siebie większych pokładów energii. Jeżeli było 200%, to teraz musi być 300%. Nie traćmy wiary i nadziei. Nie możemy opuścić gardy i rąk”. Święte słowa, teraz piłkarze Lechii mogą opuścić tylko spodnie.


Na zdjęciu: Zabójczy duet Jagiellonii: Jesus Imaz (z lewej) i Marc Gual.

Fot. Marta Badowska/PressFocus