Ligowiec. Upiorne wizje

Najbardziej efektowne zwycięstwo w minionej kolejce odniosła Jagiellonia Białystok, która „rozpruła” Koronę Kielce w 2. połowie.


Podopieczni trenera Macieja Stolarczyka zasłużyli na oklaski przy otwartej kurtynie nie tylko z powodu ciekawej i skutecznej gry, ale również dzięki zachowaniu fair play w pierwszej odsłonie spotkania. Zdobycie gola przez „Żubry” poprzedziło wybicie piłki na aut przez piłkarzy gości, gdy zwijał się z bólu Marc Gual.

Nie wszyscy piłkarze „Jagi” to zauważyli i zakończyli akcję zdobyciem gola. Po naradzie zdecydowali się „oddać” gola rywalom i Jakub Łukowski doprowadził do wyrównania, strzelając do pustej bramki. Nie uchroniło to jednak kielczan przed dotkliwą porażką.

Po ostatnich klęskach (0:4 z Jagiellonią i 0:3 z Widzewem) wróciła do równowagi Stal Mielec. Zespół trenera Adama Majewskiego w Legnicy wystąpił w roli profesora i nie dał zrobić sztycha gospodarzom. Nic dziwnego, że szkoleniowiec zwycięzców piał z zachwytu nad postawą swoich podopiecznych. Zachowywali się oni bowiem tak, jak bezwzględny kłusownik, który nie ma żadnej litości dla tropionej zwierzyny.

Miedź przez ponad 90 minut nie oddała ani jednego groźnego, celnego strzału na bramkę przeciwnika, więc jej dążenie do zdobycia choćby honorowego gola przypominało szukanie czarnego kota w ciemnym pokoju. Słusznie zauważył trener Wojciech Łobodziński, że jego zawodnikom niezbędny jest reset i wymazanie z pamięci ostatniego niepowodzenia. Taki mecz to dla nich klasyczny czyściec, który będzie odwiedzany tylko w upiornych wizjach piłkarskiej agonii.

Z ulgą odetchnął trener Cracovii Jacek Zieliński, bo jego drużyna przywiozła komplet punktów (drugi raz w tym sezonie) z obcego boiska. Radomiak szamotał się jak ryba w sieci, ale nie zdołał stępić ostrza przeciwnika, który zadał dwa zabójcze ciosy. Doświadczony szkoleniowiec znalazł nie tylko pozytywy w grze swojego zespołu, dostrzegł również mankamenty. Jak zauważył, niezrozumiała była dla niego trwająca 20 minut „drzemka”.

Nie wypadł okazale „debiut” Marcina Kaczmarka w roli trenera Lechii Gdańsk. Był szkoleniowcem tej drużyny od 22 maja 2004 roku (czyli jako 30-latek) do 16 czerwca 2006 roku. Teraz przejął stery drużyny dryfującej w stronę przepaści. Niewiele brakowało, by z twierdzy Szczecin wrócił bogatszy o jeden punkt, do pełni szczęścia zabrakło zaliczenia gola Flavio Paixao. Dla syna trenera Bogusława Kaczmarka mecz z Pogonią był szczególny, bo jako piłkarz zakładał koszulkę „portowców” przez 4,5 roku. I dopiero teraz doczekał się w Szczecinie stadionu piłkarskiego z prawdziwego zdarzenia.

Nie będę ukrywał, że powoli męczą mnie i nudzą tłumaczenia – po porażkach – trenera Górnika Zabrze, Bartoscha Gaula. Po przegranej z Zagłębiem Lubin niemiecki szkoleniowiec powiedział: „Jesteśmy wkurzeni, bo wygrała drużyna, która zrobiła dużo mniej dla gry”. Zapewniam, że nie warto szukać tanich usprawiedliwień, tylko trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Górnik w 6 meczach na własnym boisku trzy razy schodził z boiska pokonany. Takie są suche fakty i nie ma w tym przypadku.


Fot. Tomasz Folta/PressFocus