Ligowiec. Uśmiech Mony Lisy

Czy zwycięstwo Rakowa Częstochowa w Poznaniu z głównym pretendentem do mistrzowskiej korony było niespodzianką dużego kalibru?


I tak, i nie. Jakby nie patrzeć, podopieczni trenera Marka Papszuna jako pierwsi „odczarowali” stadion przy Bułgarskiej, wywożąc z niego komplet punktów. Z drugiej strony zespół spod Jasnej Góry nie jest intruzem w ligowej czołówce, drużyną przypadkową, która jedzie tylko na farcie. Wygrana Rakowa doda rumieńców wyścigowi, w którym liczą się tak naprawdę już tylko trzy ekipy, oprócz wspomnianego duetu jest to Pogoń Szczecin. A tak na marginesie, ile byłby wart futbol bez niespodzianek i sensacji? Moim zdaniem tyle, ile Mona Lisa z obrazu Leonarda da Vinci bez swojego uśmiechu.

Błyskawiczną reinkarnację przeszła szczecińska Pogoń. Skopana i stłamszona przez Lecha Poznań odkuła się z nawiązką na Radomiaku. Trener Kosta Runjaić nie wahał się odesłać do narożnika kilku piłkarzy i dał szansę „rezerwistom”. Skutek przeszedł chyba jego najśmielsze oczekiwania i przed meczem z Cracovią będzie miał jeszcze większy ból głowy niż przed ostatnim pojedynkiem, oczywiście z powodu kłopotów bogactwa. Chociaż podobno od przybytku głowa nie boli.

Lukas Podolski już wielokrotnie udowadniał, że mimo upływu lat wciąż jest piłkarzem nietuzinkowym. W polskiej ekstraklasie to na pewno zawodnik, który ma „inny rozmiar kapelusza” niż pozostali. W spotkaniu z „Pasami” kilkakrotnie dał próbkę swoich nietuzinkowych umiejętności. A trzeci gol dla Górnika jego autorstwa był palce lizać! Tak ułożoną lewą nogą to można nawet krawaty wiązać.

Wiadomo nie od dzisiaj, że Brazylijczycy bywają w gorącej wodzie kąpani, ale wyjątkowym brakiem rozwagi popisał się pomocnik Radomiaka, Luizao. Mając żółtą kartkę na koncie zastosował ryzykowny wślizg i po chwili został odesłany pod prysznic. W tym momencie jego drużyna przegrywała 0:1, więc swoim nieodpowiedzialnym zagraniem zredukował jej szanse na korzystny wynik niemal do zera. A może po prostu trener Dariusz Banasik nie zdążył w porę zareagować i zdjąć swojego zawodnika z boiska?

Jeżeli Warcie Poznań zabraknie „oczka” do utrzymania w ekstraklasie, to już teraz mogę wskazać „kozła ofiarnego”. Jest nim bez dwóch zdań Frank Castaneda i to nie tylko dlatego, że w meczu z Bruk-Betem fatalnie wykonał rzut karny. Przede wszystkim dlatego, że Kolumbijczyk w ogóle nie był wyznaczony jako egzekutor „jedenastki”! Jeżeli chciał zabłysnąć, to powinien posypać się brokatem.

Trener Dawid Szulczek miał prawo po tej „akcji” zgrzytać zębami, bo przekonał się na własnej skórze, że pośpiech jest wskazany tylko przy łapaniu pcheł. „Słonikom” wystarczył jeden celny strzał na bramkę rywali i… było po balu.

Górnik Łęczna poniósł pierwszą porażkę po wcześniejszych siedmiu meczach „na plusie”. Trenera Kamila Kieresia zmartwiła nie tyle sama porażka, ile okoliczności straty goli. Jego obrońcy wręcz otworzyli przed przeciwnikiem autostradę wiodącą do bramki, zabrakło na niej tylko czerwonego dywanu. Nie wiem, czy po defensorach Górnika krytyka spłynęła niczym letni deszczyk, ale ich szkoleniowiec po takiej radosnej twórczości w sekundę zamienił się w człowieka otrutego grzybami.


Fot. Tomasz Kudala/PressFocus