Ligowiec. Warto było czekać

Kiedy Aleksandar Vuković przejmował stery na Łazienkowskiej, przekonywano, że to trener skrojony na miarę Legii i na dodatek na lata…


Tymczasem „Vuko” wytrzymał na posterunku niespełna półtora roku, by odejść z klubu nie przy akompaniamencie fanfar, lecz gwizdów szalikowców.

Łomot, jaki kilka dni temu spuścił legionistom Górnik Zabrze (i to w stolicy), był wystarczającym powodem, by pozbyć się Vukovicia. Niejako przy okazji sięgnięto do archiwum przypominając, że tak złej passy Legia nie miała od 1950 roku, gdy przegrała na własnym boisku pięć meczów z rzędu.

Teraz wystarczyły trzy porażki (wcześniej Łazienkowską zdobyły Pogoń Szczecin i Jagiellonia Białystok), by legitymujący się również polskim obywatelstwem 41-letni Serb dostał potężnego kopniaka w tyłek. Nie wiem, w jakiej tonacji odbyła się ostatnia rozmowa Vukovicia z Dariuszem Mioduskim, ale nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że na odchodnym trener obdarzył swojego pryncypała takim wzrokiem, jakim konający pies spogląda na swojego pana, który właśnie śmiertelnie go postrzelił.

Stare przysłowie mówi, że skoro zwalniają, to na pewno będą przyjmowali. Trenerski stołek na Łazienkowskiej to łakomy kąsek, więc wyścig do niego ruszył z impetem ferrari. Czy sprawdzą się przecieki, że na czele stawki pędzi Czesław Michniewicz, który miały łączyć obowiązki trenera Legii z funkcją selekcjonera reprezentacji Polski U-21. Pada nazwisko Robert Podoliński, a ja wcale bym się nie zdziwił, że asem w rękawie Dariusza Mioduskiego będzie… Adam Nawałka.

Zostawmy Legię z jej kłopotami, bo na najwięcej uwagi zasłużył w tej chwili Górnik Zabrze. I bynajmniej nie dlatego, że prezesem klubu z Roosevelta jest były dziennikarz „Sportu” i zarazem nasz kolega, Dariusz Czernik. Darek, najpierw jako dziennikarz, a teraz jako działacz, czekał na sukces Górnika na Łazienkowskiej prawie 22 lata. Po raz ostatni bowiem zabrzanie poskromili legionistów na ich terenie 18 października 1998 roku. Zwycięskiego gola dla ekipy z Roosevelta zdobył 25-letni wówczas Tomasz Sobczak w 90 minucie meczu. „Kat” Legii pojawił się na boisku dopiero w 79 minucie, zastępując Daniela Gacka.


Czytaj jeszcze: Łazienkowska zdobyta po 22 latach!

Sobotnia wiktoria na Łazienkowskiej wcale nie oznacza, że teraz Górnik będzie regularnie łoił skórę Legii. Jego sukces jest jednak drogowskazem dla innych zespołów, że w warszawskim zespole nie grają nadludzie, lecz zwykli śmiertelnicy, którym nie tylko można napsuć krwi, ale również stłamsić.

Na zakończenie kilka słów o derbach Poznania, do których doszło w ekstraklasie po 25. latach ciszy. Imponująca frekwencja, bo na trybunach zjawiło się prawie 18 tysięcy kibiców, wymieszani między sobą kibice obu zespołów oraz koziołki w szalikach Lecha i Warty na poznańskim ratuszu. To przykład, że można kibicować bez chamstwa, nienawiści i z poszanowaniem przeciwnika. Ale on jest tylko na boisku, nie wokół niego.

Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus