Ligowiec. Western na Łazienkowskiej

Trener Piasta Gliwice Waldemar Fornalik miał wreszcie powody, by piać z zachwytu nad postawą swoich podopiecznych. Kamil Wilczek i spółka zasypali przeciwników z Mielca lawiną ciosów z szybkością krupiera rozdającego karty w blackjacku.


Niewiele brakowało, by napastnik gliwiczan zapisał na swoje konto czteropak, ale w 65 minucie pojedynku ze Stalą miał pecha, bo piłka po jego uderzeniu odbiła się od poprzeczki bramki rywali. Ale hat-trick to zdobycz, z powodu której nie powinno się grymasić. Jeżeli ktokolwiek twierdzi, że „Willy” po niedzielnym spotkaniu odczuwa niedosyt, to ogarnia mnie pusty śmiech. Dlaczego? Bo niedosyt można odczuwać wówczas, gdy w trakcie obiadu zaserwują ci zupę, ale nie podadzą drugiego dania.

Po dotkliwej porażce na własnym boisku z Górnikiem Zabrze (0:3) wrócił do równowagi Radomiak. Zespół trenera Mariusza Lewandowskiego w trzech kolejnych potyczkach odesłał do kąta Jagiellonię (2:1), Lechię Gdańsk (4:1) i Zagłębie Lubin (1:0). Tym samym Radomiak zmazał plamę, jaką dał w poprzednim spotkaniu z „miedziowymi” (1:6). Inna rzecz, że okoliczności straty jedynego gola przez Zagłębie ociera się o skandal, po dalekim wrzucie piłki z autu przez Dawida Abramowicza.

Trener lubinian Piotr Stokowiec próbował bagatelizować porażkę, przekonując, że „wynik meczu nie odzwierciedla tego, co się działo na boisku. Jeden wynik nie może przekreślać tego, co robimy, bo idziemy w dobrym kierunku. Zabrakło nam tylko konkretów w postaci bramek”. No właśnie, tylko goli…

Na deser zostawiłem pojedynek, który wywołał najwięcej – głównie niezdrowych – emocji. Chodzi oczywiście o spotkanie Legii z Górnikiem Zabrze. Nie mam nic przeciwko młodym arbitrom, ale 31-letni Łukasz Kuźma chyba zbyt wcześnie awansował ekstraklasy. Po raz pierwszy pojawił się w niej 18 lipca 2020 roku, rozstrzygając boiskowe spory w spotkaniu Rakowa Częstochowa z Wisłą Płock.

W piątek na Łazienkowskiej „dał popalić”, ratując Legię – w pewnym sensie – przed porażką. Bardzo problematyczny rzut karny dla gospodarzy („Trzeba było dużo fantazji, żeby go podyktować” – zauważył trener Górnika Bartosch Gaul) był dla stołecznej drużyny jak łyk tlenu, który przywrócił nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone. Żeby jednak nie było niedomówień – arbiter nie pomógł legionistom w zdobyciu wyrównującego gola, bo to trzech obrońców Górnika pobiegło do Filipa Mladenovicia jak pszczoły do plastra miodu, a Lindsay Rose stał kilka metrów przed ich bramką samotny jak palec.

Najbardziej zaciekli adwersarze arbitra z Białegostoku przekonują, że nadaje się on tylko do gwizdania w meczach Mamrów Giżycko z Ursusem Warszawa w 3 lidze. Oczywiście przesadzają, ale komu panie sędzio chciał się pan przypodobać i na kim zrobić wrażenie w piątek na Łazienkowskiej?

Na koniec jeszcze jedna sprawa związana z meczem w stolicy. Ordynarne oplucie leżącego na ziemi bramkarza Górnika Daniela Bielicy przez Josue. To wyjątkowo chamskie, niesportowe zachowanie, za które kapitan Legii powinien zostać przykładnie ukarany. Jeżeli Komisja Ligi będzie ślepa i głucha w tym względzie, to znaczy, że jej członkowie nadają się – jak mawia jeden z zaprzyjaźnionych trenerów – tylko do tarcia chrzanu.


Na zdjęciu: Sędzia Łukasz Kuźma nie powinien być zadowolony ze swojego ostatniego meczu, w którym Legia walczyła z Górnikiem Zabrze.

Fot. Tomasz Jędrzejowski/PressFocus