Ligowiec. Wiatr w oczy i zastępcze emocje

Fani zasługują zatem na naprawdę duże brawa za to, że dotąd nie odwrócili się od rozgrywek, i wciąż nie tracą nadziei, że ich wyrozumiałość zostanie nagrodzona. Kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, bo na finiszu rundy finałowej nie ma już na to szansy…

Na tle słabej konkurencji długo i pozytywnie wyróżniał się Górnik, ale skądinąd wiadomo, że biednemu zawsze wiatr wieje w oczy. W minioną środę zabrzanie rozgrywali naprawdę znakomitą partię – do 67 minuty – w Warszawie z Legią w półfinale Pucharu Polski. Pech Tomasza Loski i wywieszenie firanki zamiast ustawienia muru przez jego zmiennika spowodował, że młody zespół Marcina Brosza w zasadzie zaprosił nieobecnych duchem do tego momentu gospodarzy do powrotu do rywalizacji. I było właściwie po zabawie. W sobotę z Wisłą Płock pozbawiona już nie tylko Łukasza Wolsztyńskiego i Michała Koja, ale też Igora Angulo drużyna nadal była w stanie współtworzyć przyzwoite widowisko. Nie miał jednak kto postraszyć w polu karnym gości i wykończyć nieźle zapowiadające się akcji, których nie brakowało nawet po golu „nafciarzy”, wbitym po mocno przypadkowej akcji.

Górnik ogrywa niespotykaną pod naszą szerokością geograficzną liczbę młodych zawodników, ale nie ma sensu nikogo oszukiwać, że jest to cel numer jeden KSG na finiszu. Plan nadal zakłada bowiem wywalczenie czwartej lokaty, która powinna dać miejsce w kwalifikacjach Ligi Europy. Aby była możliwość pokazania utalentowanych młodzieżowców na międzynarodowej witrynie wystawowej. Tyle że teraz zabrzanie muszą już liczyć na przerwanie trwającej już od siedmiu kolejek passy płocczan bez porażki; utracili bowiem kontrolę nad rywalizacją z nimi. W tak mocno niestabilnej lidze jak nasza potknięcie konkurenta nastąpi zresztą – zapewne – szybciej niż później, ale nawet gdyby tak się stało, nie zmieni już faktu, że kołdra, którą miał do dyspozycji Brosz, wiosną okazała się przykrótka. Co było główną przyczyną utraty na rzecz Wisły Jerzego Brzęczka, także opartej na zdrowym polskim pierwiastku, czwartego miejsca na mecie sezonu zasadniczego. A teraz „nafciarze” kradną jeszcze miano największej rewelacji sezonu. Czy sprzed nosa sprzątną również ponadmilionową premię za prawo udziału w eliminacjach LE – przekonamy się za pięć kolejek.

W sumie to bardzo pozytywny przykład dla innych, że aż dwa kluby, które nie postawiły na niezrozumiały zaciąg wątpliwej jakości tabunu piłkarzy zagranicznych, powalczą do końca o miejsce w pucharach. I że będziemy emocjonować się ich wyścigiem do ostatniej, miejmy nadzieję, kolejki. Tylko czy czasem nie są to doznania zastępcze?