Ligowiec. „Wredne” typy

Gdyby nie „dziwna” porażka z Piastem Gliwice i pechowy (niewykorzystany rzut karny) remis na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław, „Biała gwiazda” mogłaby kąpać się w szampanie.


No, może nie do końca, ale faktem jest, że pozostałych przeciwników odesłała do kąta. Meczem w Płocku krakowianie potwierdzili, że ich ostatnia wiktoria w pojedynku z Pogonią nie była dziełem przypadku. Trener Peter Hyballa na dodatek wykazał się niesamowitą intuicją – znalazł na ławce rezerwowych piłkarzy, którzy przechylili szalę zwycięstwa na stronę jego zespołu.

Strzelone gole musiały wyjątkowo smakować Rafałowi Boguskiemu, który w tym sezonie gra tyle, co kot napłakał, a po raz ostatni na listę strzelców bramek wpisał się 10 listopada 2018 roku, gdy zmusił do kapitulacji bramkarza Zagłębia Lubin, Dominika Hładuna. Oba niedzielne trafienia dżokera Wisły podkreśliły jego kunszt techniczny.

Przebudził się wreszcie wrocławski Śląsk, który wcześniej zdobył tylko dwa punkty w czterech ligowych potyczkach. Ojcem zwycięstwa teamu Vitezslava Laviczki był Erik Exposito, który załatwił sprawę w cztery minuty. Hiszpański napastnik w niedzielę wykonał 67 procent jesiennej normy i może wreszcie zacznie regularnie zdobywać gole.

Przy tej okazji warto przypomnieć, że na własnym boisku Śląsk jest wyjątkowo wredny dla swoich przeciwników – w dziewięciu meczach odniósł sześć zwycięstw i tylko trzy razy dzielił się punktami. Wychodzi na to, że w tym sezonie we Wrocławiu goście mają takie same szanse na komplet punktów, jak jednonogi na zwycięstwo w konkursie stepowania.

Nie sposób zbyć milczeniem ostatniej passy Lechii Gdańsk. Ekipa z Trójmiasta w trzech meczach zdobyła komplet punktów, a strażnik ich bramki Duszan Kuciak ani razu nie wyciągał piłki z siatki! Jeżeli w najbliższej kolejce „nie złamią” go piłkarze Podbeskidzia, czyste konto dla Słowaka może być chlebem tak powszednim, że nie będzie zasługiwało nawet na drgnienie powieki.

Cienko przędzie Cracovia. Drużyna dowodzona przez Michała Probierza w pięciu tegorocznych spotkaniach zdobyła zaledwie dwa punkty, a nie mierzyła się z ligowymi tuzami, bo trudno za takowych uznać – z całym szacunkiem – Podbeskidzie Bielsko-Biała, Wartę Poznań, czy Stal Mielec.

Nastroje w szatni „Pasów” z pewnością są podłe i w porównaniu z tym zgromadzeniem przeciętny zakład pogrzebowy mógłby uchodzić za wesołe miasteczko. Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. O ile we wcześniejszych pojedynkach „Pasy” traciły po jednej bramce, tak w meczu z Zagłębiem Lubin ich obrona przypominała jako żywo faceta z anoreksją. Po meczu szkoleniowiec krakowskiej drużyny zapewnił, że wie, jak wychodzić z takich kryzysowych sytuacji. Kibicom Cracovii pozostaje tylko jedno – wierzyć mu na słowo…

Miałem cichą nadzieję, że po tej kolejce będę mógł pogłaskać beniaminka z Poznania, który we wcześniejszych meczach zdobył 10 punktów. Tym razem piłkarze Warty powinni pluć sobie w brodę, że w meczu z Lechem zostali z pustymi rękami. Ich trener Piotr Tworek po zakończeniu meczu zapewne drżał jak kangurzyca po napadzie kieszonkowca.


Fot. Mateusz Porzucek/PressFocus