Ligowiec. Z podniesionym czołem

Nie będę kłamał w żywe oczy i przyznam się bez bicia – wolę oglądać mecze, w których pada grad bramek niż spektakle piłkarskie, w których gole są rarytasem.


Najbardziej zalewa mnie krew wówczas, gdy strzałów na bramkę jest jak na lekarstwo i po żadnym z nich piłka nie wpada do siatki. Mecz bez goli jest dla mnie tak samo atrakcyjny, jak nie przymierzając stryczek bez wisielca dla ciekawskich.

Dlatego dostrzegając wiele ułomności w grze obu zespołów, przypadł mi do gustu pojedynek Piasta Gliwice z Wisłą Płock. Siedem goli w jednym spotkaniu to coś, co nie jest chlebem powszednim w żadnej poważnej lidze. Słowa otuchy wypada skierować pod adresem „Nafciarzy”, którzy grając w dziesiątkę potrafili odrobić stratę dwóch bramek.

Korzystnego remisu nie udało im się utrzymać, ale co napsuli krwi rywalom, to ich. Trener Waldemar Fornalik zapewne wychodził z siebie, widząc, co wyprawiają jego obrońcy. Jako żywo przypominali oni kulejące okapi leśne, które po boisku goni tłum kłusowników.

Z podniesionym czołem boisko mogła opuścić Stal Mielec, która utarła nosa krakowskiej Wiśle, chociaż argumenty stricte sportowe wydawały się być po stronie rywala. Po raz kolejny okazało się, że chcieć to móc, a zespół pozornie skazany na pożarcie potrafi pokazać lwi pazur.

Po meczu trener mielczan Adam Majewski przyznał, że jego zespół na początku spotkania był zestresowany, bo Stal nie wygrała z „Białą gwiazdą” ponad 20 lat. Jak widać, nic nie może wiecznie trwać

Trener Cracovii Michał Probierz ma nad czym rozmyślać. Jego podopieczni są na ustach wielu kibiców w Polsce, ale doświadczonemu szkoleniowcowi nie o taką reklamę chodzi. Praktycznie po każdym występie swojej drużyny musi czerwienić się ze wstydu. Jak tak dalej pójdzie, to będzie to w wykonaniu „Pasów” standardem. W trybie natychmiastowym na dywanik powinni zostać wezwani defensorzy, bo w tej chwili obrona Cracovii jest podobna do kufra, który zabezpieczono mosiężnymi klamrami z imponujących rozmiarów kłódkami, ale które ślepy i sparaliżowany włamywacz otwiera w minutę. Co gorsza, po winowajcach słowa krytyki spływają jak letni deszczyk.

Za ostatni „występ” bura należy się drużynie z innej części Krakowa. Trener Wisły Adrian Gula nie bez powodu cierpko zauważył: „Nie było dziś takiego zaangażowania mojej drużyny, jakiego oczekuję”. Im szybciej zawodnicy „Białej gwiazdy” zrozumieją, że mecz z Napoli był tak naprawdę tylko mało istotnym incydentem, który nie ma żadnego znaczenia w ligowych bojach. Przeciwnicy ze strachu nie będą klękać przed wiślakami, bo nazwa drużyny nie robi już na nich wrażenia jak niegdyś.

Doceniam i szanuję trenera Jacka Magierę, który w tej chwili pracuje w Śląsku Wrocław. Nie zamierzam kwestionować wyróżnienia go na najlepszego trenera lipca. Poprzednim trenerem wrocławian, który został uhonorowany w ten sposób, był Vitezslav Laviczka. Było to w sierpniu i listopadzie 2019 roku. I oto drużyna najlepszego trenera miesiąca, mająca w składzie najlepszego piłkarza lipca (Robert Pich) nie potrafiła wygrać żadnego z trzech meczów na własnym boisku! Oczekiwanie na wygraną Ślaska u siebie, to jak szukanie czarnego kota w ciemnym pokoju.


Fot. Marta Badowska/PressFocus