Ligowiec. Zagrać w eurojackpota

Jakiś czas temu napisałem w tej rubryce, że Jakub Świerczok jest w swojej drużynie nie do ruszenia, tak jak papież w Watykanie.


Nie zamierzam się z tej tezy wycofywać, przeciwnie, uważam, że drużynie Waldemara Fornalika wychowanek MOSM-u Tychy jest wręcz NIEZBĘDNY! W meczu z Podbeskidziem kręcił obrońcami rywali tak, że ci nie byli pewni swojego kodu pocztowego. Piast chcąc go zatrzymać, musi zebrać milion euro, bo tyle sobie zażyczył bułgarski Łudogorec Razgrad jako kwoty wykupu napastnika. Nie wiem, gdzie gliwiczanie znajdą ów milion, ale myślę, że gra jest warta świeczki. W ostateczności mogą przecież zagrać w eurojackpota…

Niedawno chwaliłem pod niebiosa szkoleniowca Warty Poznań, Piotra Tworka. Jednym z piłkarzy, którego wartość trudno przecenić w zespole beniaminka, jest napastnik wywodzący się z Demokratycznej Republiki Konga, a legitymujący się paszportem niemieckim, Makana Baku. 23-letni napastnik zagrał w poznańskim zespole 11 meczów, w których zdobył 5 bramek i dorzucił do nich dwie asysty. Jest szybki, dużo widzi i… raczej nie zostanie dłużej w Warcie. A szkoda, bo jego akcje na boisku ogląda się z przyjemnością.

Bliska utrzymania jest mielecka Stal, która powiększyła swoje skromne konto punktowe kosztem Lecha. Do zwycięstwa wystarczyły jej dwa wrzuty z autu, co jest kolejnym dowodem na to, że perfekcyjnie opanowane stałe fragmenty gry mogą być zmorą przeciwników.

Skoro jesteśmy przy Lechu – postawa obrońców tej drużyny w ostatnim meczu ma znamiona skandalu i nie mam zamiary zgadywać, jak długo po meczu szukali wkrętów (korków) na boisku. Może wydawało im się, że są niczym imponujących rozmiarów kłódki, zamontowane na wielkich mosiężnych klamrach. Sęk w tym, że owe kłódki ślepy i sparaliżowany włamywacz otwiera w minutę.


Czytaj jeszcze: Historyczny moment!

Jedną nogą w Fortuna 1 Lidze są już piłkarze Podbeskidzia. Nie sposób odmówić im ambicji, ale trudno marzyć o grze w kulawej polskiej elicie, gdy w meczach wyjazdowych zdobywa się tyle punktów, co kot napłakał. Trzy „oczka” w 14. pojedynkach to zdobycz, której tak naprawdę nie warto komentować. Zespół Podbeskidzia na obcych boiskach po prostu przypomina podziurawiony balon. Ukrycie tych ułomności jest równie niemożliwe, jak ukrycie Czomolungmy przed Szerpami z Nepalu.

Nie dbam o to, czy zostanie to odebrane jako wyjątkowa złośliwość, ale dla piłkarzy Górnika Zabrze sezon kończy się zdecydowanie za późno. Fakty są dla nich nieubłagane – w ostatnich siedmiu potyczkach ligowych aż pięć razy zeszli z boiska pokonani i tylko dwukrotnie „wykpili się” remisami. Bilans bramkowy – 2:9! Zagorzali kibice 14-krotnego mistrza zapewne rwą sobie włosy z głowy, a inni mieli prawo osiwieć, oglądając popisy zabrzan na boisku. Po raz ostatni cieszyli się ze zwycięstwa 14 marca, gdy pokonali 2:0 Zagłębie Lubin. Od tamtej pory oglądamy pasmo ich niepowodzeń, na czele z wstydliwymi porażkami z Wartą Poznań i Wisłą Płock na własnym boisku. Na początku sezonu piłkarze Górnika zachłysnęli się płynącymi zewsząd pochwałami, lecz jeżeli liczyli, że będą otrzymywać same brawa, powinni pracować w cyrku, a nie grać w piłkę nożną.


Fot. Krzysztof Porebski / PressFocus