Lipski: Trzymałem kciuki za Piasta, żeby się utrzymał

Krzysztof BROMMER: Wczytując się w opinie i komentarze po pana ostatnim występie w meczu z Zagłębiem Sosnowiec, najczęściej pojawiają się głosy, że „Lipski w końcu zagrał na miarę swoich możliwości”. Co pan na to?

Patryk LIPSKI: – Pierwszy raz strzeliłem dwa gole, dlatego na pewno dla kibiców i obserwatorów z boku może to być mój najlepszy mecz w Lechii. Myślę, że znalazłyby się spotkania w których grałem na podobnym poziomie, ale nie było bramek przez co oceniano mnie słabiej. Gram po to, żeby pomagać drużynie. We wcześniejszych meczach moja gra też nie była zła i dlatego trener wciąż na mnie stawia. Cieszę się, że zaczynają się przy moim nazwisku pojawiać liczby i jako drużyna zapominamy o poprzednim, nieudanym sezonie.

Pod względem bramek najlepszy dla pana był sezon 2016/17 jeszcze w Ruchu. Wtedy uzbierał pan 6 bramek. Obecnie ma pan na koncie 4 i sporo meczów przed sobą…

Patryk LIPSKI: – Zagrałem w 10 meczach i mam już 4 gole, więc wierzę w to, że podbiję rekord z Ruchu. Jest nieźle, ale chciałbym zacząć dokładać też asysty, bo pod tym względem wygląda to słabo. To raczej przypadek, bo zawsze miałem więcej asyst niż bramek. Teraz w drużynie się śmiejemy, że za każdym razem ktoś zabiera mi asysty.

Tak jak pan wspominał, poprzedni sezon w wykonaniu Lechii był słaby. Teraz jednak prezentujecie się zdecydowanie lepiej. Co takiego się z wami stało?

Patryk LIPSKI: – Myślę, że największy wpływ na to miała osoba trenera Stokowca. Jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie i taktycznie. Odkąd jestem w Lechii mieliśmy 3 trenerów. Za trenera Nowaka były lepsze i gorsze momenty. Gdy był trener Owen, drużyna grała słabiej i ja miałem gorszy czas. Teraz kadra została trochę odmłodzona, są też doświadczeni i ta mieszanka przynosi efekty. Wiemy jednak, że jeszcze nic nie osiągnęliśmy.

Dlaczego u Adama Owena nie grał pan zbyt wiele?

Patryk LIPSKI: – Każdy szkoleniowiec ma swoją filozofię i swoich zawodników do jej realizacji. Ja chyba nie przypadłem trenerowi do gustu. Trudno było mi się pokazać, bo nie było drużyny rezerw, a same występy w sparingach nie dawały takiej możliwości. Nie mam jednak pretensji, każdy trener robi wszystko, żeby jego drużyna grała, jak najlepiej. Nie rozpamiętuje tego okresu, cieszę się, że teraz jestem w wizji trenera Stokowca.

Jesteście na razie liderem ekstraklasy, ale jakie oczekiwania są w Gdańsku?

Patryk LIPSKI: – Nie ma co ukrywać, że w Lechii ambicje i oczekiwania są duże i to od kilku lat. Przydałoby się osiągnąć jakiś sukces, ale konkretnych celów na razie przed sobą nie stawialiśmy. Awansujmy do ósemki i potem porozmawiamy.

Chwali pan Piotra Stokowca, ale Waldemar Fornalik też odcisnął na panu pewne piętno. Jak wspomina pan tego szkoleniowca i czy da się porównać trenerów Piasta i Lechii?

Patryk LIPSKI: – Miałem szczęście, że trafiłem na jednych z najlepszych trenerów w Polsce. U trenera Fornalika zadebiutowałem w ekstraklasie i jestem mu wdzięczny za daną szansę. Dlatego kibicuję jego drużynie, ale oczywiście nie w piątek. Obaj wspomniani trenerzy potrafią dobrze przekazać założenia taktyczne i nie boją się stawiać na młodych. Trener Fornalik pokazał to w Ruchu, a trener Stokowiec w Zagłębiu. Różnice? Obecny szkoleniowiec Lechii więcej rozmawia w szatni.

Piast przeszedł podobną przemianę jak wy. W poprzednim sezonie do ostatniej kolejki walczyli o utrzymanie, teraz grają i punktują znacznie lepiej.

Patryk LIPSKI: – Pamiętam, że w poprzednim sezonie spotkaliśmy się w Gliwicach w zupełnie innych nastrojach. To był mecz na śmierć i życie, bo sytuacja obu klubów była nieciekawa. Trzymałem kciuki za Piasta, żeby się utrzymał. Trener Fornalik przyszedł do Gliwic w trakcie sezonu, potrzebował czasu i zaufania. Wiedziałem, że jak to odstanie to zespół będzie wyglądał znacznie lepiej. Można powiedzieć, że w tym sezonie widać już rękę trenera.

Piątkowa wizyta w Gliwicach będzie okazją do spotkania z kumplem z „chorzowskich czasów”, czyli z Martinem Konczkowskim. Rozmawialiście już o meczu?

Patryk LIPSKI: – Wiadomości sobie nie wysyłaliśmy, ale na pewno będzie okazja do porozmawiania. Śledzę poczynania Martina. Ostatnio stracił miejsce w składzie, ale jestem pewien, że je odzyska. „Konczi” zrobił spore postępy to już doświadczony ligowiec, a przez ostatnie 5 sezonów grał niemal od deski do deski.

 

 

Na zdjęciu: Patryk Lipski (z lewej) dziś znów będzie miał okazję spotkać kolegę z Ruchu, czyli Martina Konczkowskiego.