Lis: Jesteśmy rodziną, a nie tylko drużyną [WIDEO]

Czy to była interwencja sezonu? Mateusz Lis popisał się fantastyczną paradą w meczu Wisły Kraków z Wisłą Płock. – Nawet nie pamiętam, dlaczego ja tak na maksa poszedłem na tę piłkę – opisuje.

Była 60 minuta meczu, wynik brzmiał 1:1. Dominik Furman podszedł do rzutu wolnego – uderzył bardzo mocno i bardzo precyzyjnie. Piłka leciała w samo okienko bramki Wisły Kraków, a jednak Lis zdołał to obronić – zbił piłkę na poprzeczkę.

– Muszę przyznać, że mnie też Dominik zaskoczył. Nie spodziewałem się tak precyzyjnego uderzenia. Nie pamiętam nawet, dlaczego ja tak poszedłem na maksa. Podpowiedział mi tak instynkt i dzięki dobremu timingowi udało się obronić ten strzał – mówi.

Interwencja sezonu w jego wykonaniu? – Skoro takie dochodzą słuchy to być może tak jest, ale muszę to jeszcze zobaczyć – mówi.

Wiślacy przyjechali do Płocka skonsolidowani mimo złych informacji na temat przyszłości klubu. W czwartek fiaskiem zakończyły się ważne rozmowy w sprawie przejęcia Wisły.

– Sygnały na ten temat dochodziły do nas powoli. Najpierw chodziły pojedyncze słuchy, ktoś gdzieś przeczytał, rozmawialiśmy o tym. Potem trenerzy poinformowali nas o całej sytuacji. Tak to się rozeszło – opisuje Lis.

– Mimo tego co się dzieje wokół, punkty nadal są dla nas bardzo ważne i chcemy walczyć do końca. Widać, że dzięki tej wygranej zeszło z nas ciśnienie. Potrzebowaliśmy takiego momentu, by się pocieszyć. My nie jesteśmy zespołem, jesteśmy rodziną i pokazujemy to na treningach, w szatni i na meczach – mówi.

I faktycznie, było widać, że wygrana w Płocku dała tej drużynie wiele. Po pierwszym golu wspólnie fetowali wszyscy – cała drużyna i wszyscy członkowie sztabu. Po drugim golu Zdenek Ondraszek ostentacyjnie klepał się po białej gwieździe na koszulce. – Chciałem pokazać, że jesteśmy razem – tłumaczy.

Mateusz Lis po wygranym 2:1 meczu w Płocku