LKS Goczałkowice. Piszczek po operacji

Były reprezentant Polski robi wszystko, by jak najszybciej wrócić na boisko i pomóc swemu LKS-owi Goczałkowice w walce o III-ligowe punkty.


Śledzący zmagania w III lidze już się mogli przyzwyczaić do absencji Łukasza Piszczka. W rundzie jesiennej zeszłego sezonu 66-krotny reprezentant Polski aktywnie wspierał swą drużynę na boisku. Wystąpił w 17 spotkaniach (zabrakło go tylko w 16. kolejce przeciwko Pniówkowi 74 Pawłowice), w 16 nie zszedł z boiska, stanowiąc ogromną wartość ekipy z Goczałkowic.

W meczach z jego udziałem LKS spisywał się bardzo dobrze, należąc do ścisłej czołówki. Pierwszej porażki doznał dopiero w 13. kolejce, kiedy uległ na wyjeździe bielskiemu Rekordowi 0:2. Była to jego jedyna porażka w pierwszej części sezonu. Pech spowodował, że w starciu kończącym zeszłoroczne zmagania (20 listopada ze Ślęzą Wrocław na wyjeździe) 37-latek doznał kontuzji stawu skokowego.

Okazała się ona na tyle poważna, że doświadczony piłkarz na boisko już nie wybiegł. Intensywna rehabilitacja, którą przechodził zimą, pomogła, ale nie na tyle, by wrócić do treningów z pełnym obciążeniem. Ilekroć próbował, ból powracał i konieczny były kolejne zabiegi. Piszczek chciał być blisko drużyny, więc w rundzie wiosennej pełnił funkcję II trenera, asystując Damianowi Baronowi.

Nie trzeba jednak było być wnikliwym obserwatorem, by dostrzec, że to „Piszczu” był na pierwszym planie. Po analizie wiosennych wyników można jednak było wysnuć wniosek, że bardziej przydałby się na boisku. Na pierwszy komplet punktów „Goczały” czekały do 7 maja (1:0 ze Stalą Brzeg), czyli do 10. kolejki rundy rewanżowej, a poza tą wygraną zdołały pokonać jeszcze Gwarka Tarnowskie Góry (2:0) i Pniówek (2:1), dodając do swego dorobku kilka remisów. Gdyby nie bardzo dobra postawa w pierwszej części sezonu, LKS finiszowałby znacznie poniżej 5. miejsca, na którym skończył rozgrywki, co uznano za historyczny wynik.

Łukasz Piszczek stwierdził, że tak kiepska runda nie może się już powtórzyć i postanowił solidnie „przewietrzyć” szatnię. Już przed meczem kończącym sezon (1:1 z MKS-em Kluczbork) było wiadomo, że z klubem pożegnają się: Patryk Szczuka, Łukasz Mrzyk, Piotr Maroszek, Piotr Ćwielong, Przemysław Trytko, Kamil Dokudowiec, Damian Furczyk, Kamil Łączek, do których dołączyli: Maciej Kazimierowicz, Przemysław Mońka, Filip Matuszczyk i Wojciech Dragon.

Sam Piszczek podjął decyzję o zrobieniu porządku ze stawem skokowym i kilka ostatnich dni spędził w Dortmundzie, gdzie w klinice, z której korzystał, będąc przez długie lata piłkarzem Borussii, poddał się operacji. To może oznaczać, że bardzo chce wrócić na boisko i pomóc swemu klubowi w nadchodzącym sezonie. Sprawa jest świeża, więc trudno wyrokować, kiedy pan Łukasz wróci do gry, ale pewne jest, że sam – po odejściu 12 zawodników – wszystkiego nie udźwignie.

Drużyna już przygotowuje się do sezonu, a sztab szkoleniowy testuje kandydatów do gry. Jest ich wielu i wielu trzeba zakontraktować, a jak na razie jedynym pewniakiem jest Bartłomiej Ślosarczyk, ofensywny pomocnik, grający ostatnio w IV-ligowym Drzewiarzu Jasienica. O pozostałych wiadomo tyle, że są młodzi, zdolni, chętni do gry i zwycięstw. Dowodem była sobotnia wygrana w sparingu z rezerwami Górnika Zabrze po golu jednego z testowanych.

W wypracowaniu formy i zgraniu całkiem nowego zespołu mają pomóc mecze z Unią Kosztowy (16 lipca), MRKS-em Czechowice-Dziedzice (20 lipca) i Kuźnią Ustroń (23 lipca). Sezon LKS rozpocznie 6 sierpnia od wyjazdowym spotkaniem z Miedzią II Legnica, a tydzień później czeka go domowe starcie z Odrą Wodzisław Śląski.


Na zdjęciu: Wiosną – z powodu przewlekłej kontuzji – Łukasz Piszczek kierował zespołem zza linii bocznej, ale w nowym sezonie ma się to zmienić.

Fot. Tomasz Folta/PressFocus