ŁKS Łódź po pokonaniu tyszan goni czołówkę

Nagrodą za zwycięstwo w tym meczu był awans na szóste miejsce w tabeli. Oczywiście do końca rozgrywek jeszcze daleko, ale przecież lepiej już być w tej szóstce, dającej szanse na awans do ekstraklasy, niż gonić czołówkę. Był to czwarty ligowy mecz ŁKS – Tychy w tym roku!


ŁKS gra ostatnio znacznie lepiej niż w ostatnich tygodniach, wygrał po raz drugi z kolei, co zdarzyło się w tym sezonie tylko raz, w pierwszej połowie sierpnia. GKS Tychy nie miał w tej rywalizacji większych szans, bo ŁKS miał przewagę w posiadaniu piłki oraz większą siłę ognia w ataku. Widać też po wydarzeniach na boisku i postawie drużyny lepszą atmosferę w zespole, czego symbolicznym dowodem była obecność prezesa klubu Tomasza Salskiego nie w loży VIP, a wśród zawodników na ławce rezerwowych.

ŁKS nie zamierzał kunktatorsko czekać na rozwój wydarzeń i zaatakował od razu. Pierwszym ostrzeżeniem dla tyszan był groźny strzał Bartosza Szeligi w 4 minucie, obroniony z trudem przez Konrada Jałochę.

Szanse na gole już w pierwszej fazie meczu mieli potem Ricardinho i Antonio Dominguez, aż wreszcie po 20 minutach gospodarze objęli prowadzenie: po podaniu Domingueza z głębi pola celnie główkował Maciej Radaszkiewicz. Trzeba było prawie trzy minuty czekać na zatwierdzenie tej bramki przez VAR – sytuacja była „stykowa” i słusznie zespół arbitrów uznał, że w przypadku, gdy zawodnicy są w jednej linii, należy premiować atak.

Najgłośniej na stadionie bił brawo po tym golu Marek Dziuba. Aż trudno w to uwierzyć, ale po raz ostatni bramkę w meczu z GKS Tychy w Łodzi zdobył właśnie Dziuba, a było to 44 lata temu! A Radaszkiewicz miał być w tym sezonie rezerwowym. Z III ligi do ekstraklasy trafił dopiero w dziesiątej kolejce, a w tej chwili jest drugim strzelcem w drużynie po Pirulo.

Goście rozpoczęli mecz z dwiema zmianami w składzie w porównaniu z poprzednim spotkaniem: wrócił do wyjściowej jedenastki Krzysztof Wołkowicz, a miejsce zawieszonego po czterech kartkach Nemanji Nedicia zajął jeden z bardziej doświadczonych piłkarzy w tyskiej kadrze Łukasz Sołowiej.

W przerwie trener zmuszony był przez słabą postawę swojej drużyny dokonać następnych dwóch zmian: weszli do gry Maciej Mańka, który miał wzmocnić obronę i Tomasz Malec zamiast Gracjana Jarocha do ataku. Po przerwie ŁKS nie grał już tak ofensywnie, stawiając raczej na rozwagę niż szaleńczą odwagę. Tychy miały więcej z gry, jak się kiedyś mówiło i pisało w prasowych relacjach, ale nie znalazło to poważniejszego przełożenia na szanse bramkowe. ŁKS grał na pozór defensywnie, przyspieszenia i kontry były jednak zabójcze.

Owszem, mógł doprowadzić do wyrównania Mańka po rzucie wolnym w 56 minucie, ale równie groźnie strzelali – mimo pozycyjnej przewagi gości – Moreno, Radaszkiewicz i Dominguez po niebezpiecznych kontrach ŁKS, przy których kluczowe były akcje obrońców, odbierających rywalom piłkę i szybko przekazujących ją do przodu. Tu uwaga: w dalszych ciągu nie grają kontuzjowani Dąbrowski, Klimczak i Marciniak, ale może nie są oni już potrzebni? Marciniak i Klimczak byli już nawet w rezerwie, muszą się jednak mocno się starać, by wyrzucić ze składu Mateusza Bąkowicza, Oskara Koprowskiego i Jana Sobocińskiego.

Ten ostatni stał się bohaterem meczu nie tylko za równą, skuteczną grę przez całe spotkanie, ale zwłaszcza za interwencję w 85 minucie, gdy wybił piłkę z linii bramkowej po strzale Damiana Nowaka. Żeby jednak goście się nie skarżyli, że przegrali pechowo, i żeby nie dopuszczać w końcówce do takich dramatycznych momentów na własnym polu karnym, ŁKS niemal natychmiast przyspieszył grę, po dynamicznym rajdzie Bąkowicza przy piłce znalazł się Maciej Wolski.

Po jego strzale piłka trafiła w Wołkowicza i kompletnie zmyliła Jałochę. No cóż, to na pewno druga okazja do tłumaczenia się pechem, ale przestrzegam przez takimi usprawiedliwieniami: bilans strzałów 18-7 w całym meczu (9-3 do przerwy) mówi wszystko. Nie zważając na okoliczności, ŁKS wygrał zasłużenie.


ŁKS Łódź – GKS Tychy 2:0 (1:0)

1:0 – Radaszkiewicz, 20 min. (głową), 2:0 – Wolski, 88 min.

ŁKS: Kozioł – Bąkowicz, Sobociński, Koprowski, Szeliga – Pirulo (80. Nowacki), Dominguez, Tosik (64. Rozwandowicz), Ricardinho (64. Wolski), Moreno – Radaszkiewicz (87. Jurić). Trener Kibu Vicunia

Tychy: Jałocha – Połap (46. Mańka), Sołowiej, Szymura, Wołkowicz – Kozina (64. Janiak), J. Piątek (64. Steblecki), Żytek, Grzeszczyk, Biel (79. Nowak) – Jarosz (46. Malec). Trener Artur Derbin

Sędziował Patryk Gryckiewicz (Toruń). Widzów ok. 4000. Żółte kartki: Pirulo, Tosik, Szeliga – Mańka, Sołowiej.

Piłkarz meczu Jan Sobociński.


Fot. lkslodz.pl/Radosław Jóźwiak/Cyfrasport