ŁKS Łódź. Pociąg do Zabrza

 

Seria porażek nie zniechęca widzów do oglądania meczów w Łodzi, duża grupa jeździ też na wyjazdy. Zwykle prywatnymi samochodami, umawiając się po czterech-pięciu na auto, ale tym razem kibice zamówili 800 biletów, a karawana 200 samochodów remontowaną i rozkopaną „gierkówkę” zakorkowałaby kompletnie. Dodajmy od razu, że ŁKS rozprowadza już bilety na następny mecz z Górnikiem – tym razem chodzi o spotkanie o Puchar Polski, które odbędzie się w Łodzi dziewięć dni po meczu w Zabrzu.

Łódź czuje więc pociąg do Zabrza, a nie ulega wątpliwości, że mecze ŁKS z Górnikiem to ligowe klasyki z prawdziwego zdarzenia, począwszy od legendarnego zwłaszcza dla łodzian meczu z 1957 roku, wygranego przez ŁKS 5:1.

To po tym spotkaniu narodziła się legenda łódzkich „Rycerzy Wiosny”. Specjalne pociągi na mecze z Górnikiem też już były. Jeden zajechał aż do Chorzowa, bo w finale ligi w 1958 roku ŁKS grał z Górnikiem na Stadionie Śląskim, świętując później po remisie 0:0 mistrzowski tytuł. Tak, też jechałem tym pociągiem z tatą, a dzisiaj chętnie bym poznał kogoś z kibiców Górnika, co byli wówczas na tym meczu i oglądali, jak Górnik walczy z ŁKS o tytuł dla bytomskiej Polonii, bo taka była stawka tego spotkania.

Po raz ostatni łodzianie mieli powód jechać do Zabrza 11 lat temu – 25 października minie kolejna rocznica ostatniego występu ŁKS w Zabrzu. Drużyna prowadzona wówczas przez Marka Chojnackiego przegrała z Górnikiem Henryka Kasperczaka 0:2, a na koniec tego sezonu obaj rywale solidarnie spadli z ekstraklasy. Jeden z uczestników sobotniego spotkania musi pamiętać ten mecz – Rafał Kujawa, który zaczynał wtedy ligową karierę. Gwoli ścisłości przypomnieć warto, że ŁKS pod względem liczby punktów zajął wówczas siódme miejsce, a z ligą musiał się rozstać, bo nie dostał licencji.

W minioną środę oficjalnie i uroczyście zaprezentowano wizualizację nowego stadionu ŁKS, tego pełnego, z czterema trybunami. Ma być gotowy za dwa i pół roku, prace trwają, więc termin zostanie chyba dotrzymany. Na razie Górnik ma trzy trybuny, ŁKS – jedną, która akurat zmieściłaby się w lukę stadionu w Zabrzu. Skoro wypożycza się piłkarzy, to może czasowo wypożyczyć trybunę?

Od historycznych wspomnień i żartów wróćmy jednak do prozy codzienności. Łódzkiej drużynie udało się wprawdzie przerwać serię porażek, ale zwycięstwo nad Koroną nie poprawiło sytuacji w tabeli. Sparring z Wisłą Płock w minioną sobotę, przegrany 0:2 po bardzo słabej grze, nie poprawił nastrojów.

Wprost przeciwnie – bardzo niezadowolony z postawy swojej drużyny trener Kazimierz Moskal stwierdził, że już nigdy nie da się namówić na takie sparringi w przerwie w rozgrywkach. Zagadkowe było zejście z boiska Dani Ramireza już po sześciu minutach. Nie było żadnego urazu, „źle się poczuł” – takie tłumaczenie niczego nie wyjaśnia. Stało się to zaraz po stracie gola przez łodzian, na co Ramirez gwałtownie zareagował w sposób, który nie podobał się ani kolegom z drużyny, ani trenerowi.

Ramirez, Jan Grzesik i Rafał Kujawa byli najlepszymi piłkarzami ŁKS w meczu z Koroną, dlatego „w nagrodę” nie musieli grać od początku sparingu i wyszli na boisko dopiero w drugiej połowie. Zanosi się na to, że Rafał Kujawa nie ma na razie konkurencji w ataku, bo próbą z Patrykiem Bryłą trudno się było zachwycić, a Łukasz Sekulski będzie gotów do gry najwcześniej w następnym tygodniu.

Spodziewać się można występu Łukasza Trąbki, który w Górniku spędził cztery sezony, ale dopiero teraz dojrzał do gry w ekstraklasie. W ostatnich trzech meczach chłopak z Rudy Śląskiej rozpoczynał mecz w pierwszej jedenastce i wypełniał swoje zadania. Większego pola manewru Kazimierz Moskal nie ma w defensywie.

W sparingu w Płocku partnerem Maksymiliana Rozwandowicza na środku obrony był czekający na ligowy debiut Maciej Dampc, ale wróci przecież do gry Jan Sobolewski z reprezentacji młodzieżowej.