Czy ŁKS Łódź ma jeszcze szanse na utrzymanie? „Nie poddajemy się”

Mimo serii porażek nastroje w zespole ŁKS Łódź są nadal bardzo bojowe. Jednak nawet po efektownym zwycięstwie nad Zagłębiem Lubin nie ma się z czego cieszyć. Na początku roku strata do bezpiecznego miejsca wynosiła 7 punktów, a po pięciu rozegranych meczach wzrosła do dziesięciu. Mimo to są tacy, co jeszcze wierzą i się nie poddają. Chociaż realnie szanse ŁKS na utrzymanie w lidze są stokrotnie mniejsze niż poparcie dla Szymona Hołowni w wyborach prezydenckich, to teoretycznie wszystko jest jeszcze możliwe. Nawet awans do górnej ósemki – kto chce, niech policzy.

Pokonanie Zagłębia podsyciło nadzieje – nawet nie tyle sam wynik, co sposób gry. To był znów ten „stary” ŁKS Łódź sprzed roku, gdy stawką meczów był awans do ekstraklasy. Wtedy przełomem stał się mecz z Odrą Opole, wygrany 5:1. Teraz łodzian czekają dwa kolejne mecze o wszystko z zespołami również zagrożonymi spadkiem: z Koroną (w poniedziałek), potem z Górnikiem (15 marca).

Z niepokojem kibice czekali na czwartkowy komunikat o stanie zdrowia Arkadiusza Malarza. Bramkarz ŁKS-u Łódź w środę był mocno poturbowany przez los (zderzył się ze słupkiem po jednej z interwencji) i przez własnych kolegów (w akcji, zakończonej stratą gola stratował go obrońca Tadej Vidmajer).


Zobacz jeszcze: Pierwszy komplet punktów ŁKS-u Łódź


– Nic nie pamiętam z końcówki meczu – mówił po meczu – ale wiem, że wygraliśmy!

Prosto ze stadionu pojechał do szpitala na dokładne badania, które wypadły pozytywnie. Pokiereszowany nos nie przeszkadza też w grze Maciejowi Dąbrowskiemu. Z perspektywy Łodzi trudno zrozumieć, dlaczego nie chcieli go już w Lubinie.

– Nie poddajemy się, dalej walczymy – mobilizował swoich kolegów w kółku na środku boiska po środowym meczu.


Ale nie żaden z weteranów, a najmłodszy w zespole Adam Ratajczyk (17 lat, 8 miesięcy, 22 dni – to ważne) był w środę bohaterem meczu. W 6. występie w ekstraklasie, trzecim w podstawowym składzie i pierwszym swoim meczu rozegranym w pełnym wymiarze strzelił pierwszego gola.

I to jakiego! Położył dwóch obrońców, którym po jego zwodzie zaplątały się nogi, poczekał na ruch bramkarza i posadził go na ziemi strzelając delikatnie obok niego. W historii ŁKS było tylko trzech piłkarzy, którzy zdobywali bramki w młodszym wieku, przed ukończeniem 17 roku życia. To Tomasz Wieszczycki i Marek Saganowski oraz Henryk Koczewski w 1934 roku, który miał wtedy 16 lat, jeden miesiąc i 22 dni. Dokładnie tyle, ile Włodzimierz Lubański, gdy strzelał swojego pierwszego gola dla Górnika.


Zobacz jeszcze: Co nam zostanie z ery plusów?


Koczewski miał jednak pecha, bo jego mecz z Warszawianką został unieważniony i był powtórzony. Na oficjalnej liście jego nazwisko może się więc znaleźć tylko z gwiazdką i stosownym odsyłaczem.

W przeciwieństwie do wymienionych Ratajczyk nie jest wychowankiem ŁKS Łódź. Znalazł się w nim w efekcie skutecznego skautingu i przed rokiem został ściągnięty z Pruszkowa. W ŁKS zadebiutował w I lidze w marcu 2019 roku, przed siedemnastymi urodzinami.

Z trybuny wspierał swoich kolegów Dani Ramirez, który dzień wcześniej zdobył pierwszą bramkę dla Lecha i w środę miał wolne.

– Dziwnie się czuję. Po raz pierwszy jestem na stadionie, ale nie na boisku – zauważył. Faktycznie, przez półtora roku w gry w ŁKS opuścił tylko trzy mecze w I lidze. Ale i wtedy był na ławce rezerwowych.

Wszyscy, włącznie z trenerem Kazimierzem Moskalem byli po spotkaniu z Zagłębiem podekscytowani. ŁKS i Korona mają teraz jeden dzień więcej na uspokojenie nastrojów i wyciszenie, bo ich poniedziałkowy mecz jest dla obu zespołów kolejną walką o życie.


Zobacz jeszcze: „Następca Ramireza” nie zachwyca