ŁKS Łódź. Taki atak, taka obrona…

 

Defensywa Piasta, która straciła siedem goli w ostatnich trzech meczach ligowych, będzie miała za zadanie zatrzymać napastników ŁKS-u, którzy ostatnio (nie licząc obrońców i zawodników drugiej linii) zdobyli bramkę rywali dwa miesiące temu (Rafał Kujawa w meczu z Koroną). Obrona ŁKS-u z kolei, krytykowana niemal po każdym spotkaniu, mieć będzie przed sobą atak, który w trzech kolejnych meczach grał „na zero z przodu”. Co może wyniknąć z takiej konfrontacji?

Nie szukają winnych

W Łódzkim Klubie Sportowym trudno oczywiście o szampański nastrój i optymistyczne prognozy, ale nie ma też nerwowej atmosfery i szukania winnych marnej postawy drużyny za wszelką cenę. Przykładem może być zorganizowane w minionym tygodniu spotkanie wigilijne klubu, a zwłaszcza życzenia, jakie składał wszystkim prezes Tomasz Salski. Ocenił on pozytywnie mijający rok, bo nie sposób nie uznać za sukces awansu do ekstraklasy.

– Tym awansem powiesiliśmy sobie jednak poprzeczkę bardzo wysoko i teraz trzeba zrobić wszystko, by tę wysokość pokonać – zaznaczył, życząc trenerom i zawodnikom wytrwałości w pracy, a kibicom – cierpliwości i życzliwego wsparcia dla zespołu.

Atmosfera spotkania była świątecznie ciepła, ale i podniosła: prezes stowarzyszenia ŁKS (istnieje takie, niezależnie od spółki) Mirosław Wróblewski przekazał oficjalnie Tomaszowi Salskiemu stary klubowy sztandar, czyniąc go niejako odpowiedzialnym za podtrzymywanie tradycji całego ŁKS, nie tylko sekcji piłkarskiej. O to też się w klubie dba – na spotkaniu byli także przedstawiciele innych, poza siatkarską, historycznych już sekcji, przypomniano też i symbolicznie pożegnano zmarłych w kończącym się roku hokeistów Mariana Rożenia i Jerzego Frątczaka, siatkarki Barbarę Brzezińską-Żołnierkiewicz i Annę Wypijewską oraz piłkarzy Mariana Galanta i zmarłego w wieku 94 lat Czesława Kozłowskiego, wicemistrza Polski jeszcze z 1954 roku, a potem przez wiele lat szkoleniowca w klubie, odkrywcę talentu i pierwszego wychowawcę między innymi Marka Saganowskiego, który też był obecny na klubowej uroczystości.

Zanim będzie Wigilia

Honorowe patery za 40 lat pracy trenerskiej w ŁKS dostali Wiesław Pokrywa i Jan Lirka, szkoleniowcy, którzy nigdy nie aspirowali do pracy z pierwszą drużyną, ale też mieli swoje juniorskie sukcesy, jakimi były mistrzowskie tytuły drużyn ŁKS-u i awans wychowanków do zespołu ligowego. Ich uhonorowanie nie było zresztą przypadkiem, a nawiązaniem do minionych lat, gdy w ligowej drużynie wychowanków nie brakowało. Teraz też jest ich trzech: Jan Sobociński, Piotr Pyrdoł i Rafał Kujawa, a to nie jest w naszej ekstraklasie zjawisko powszechne.

Zanim jednak doczekamy się prawdziwej Wigilii, trzeba jeszcze zagrać dwa mecze – najbliższy w niedzielę w Gliwicach. ŁKS jeszcze nigdy tam nie wygrał! W ekstraklasie i dawnej II lidze trzy razy zremisował i czterokrotnie przegrał, uległ też kiedyś Piastowi w meczu o Puchar Polski (0:3 w 1978 roku). Pamiętam to spotkanie ze szczególnego powodu: meczowi towarzyszyły tony marsza żałobnego, bo na pobliskim cmentarzu chowano kogoś ważnego i pogrzeb był z orkiestrą.

Młodzi chcą się uczyć

Mówi się już w klubie o zmianach w kadrze. O odejściu myśli Piotr Pyrdoł, nie wiadomo, czy uda się zatrzymać w zespole Sobocińskiego, któremu też latem kończy się kontrakt – wszak wychowankowie też chcą się rozwijać. Dyrektor sportowy Krzysztof Przytuła buszuje gdzieś po Bałkanach, szukając wzmocnień, z krajowych zawodników ŁKS kusi (lub kusił) obrońców Macieja Dąbrowskiego z Zagłębia Lubin, Jarosława Fojuta z Wisły Płock i Michała Koja z Górnika Zabrze oraz napastnika Pawła Tomczyka z Lecha, ale także i mistrza Polski z Piastem, w którym grał w poprzednim sezonie.

To oczywiście wszystko dopiero wiosenna melodia, teraz się trzeba jeszcze w jesienno-zimowej szarudze pozbierać na te dwa mecze, by potem spokojnie powiedzieć sobie Wesołych Świąt!